Sprawić, żeby ktoś poczuł

Nie mamy dostępu do tego, co ktoś inny czuje i myśli. To świat niedostępny dla nikogo z zewnątrz. Najczęściej ludzie nie mówią tego, co myślą, bo boją się odrzucenia, nie mówią o tym, co czują, bo boją się zranienia; ale bywa też, że po prostu nikt ich nie nauczył nazywać swoich myśli i stanów emocjonalnych. Niemniej nawet przy założeniu, że ktoś potrafi nazwać swoje uczucia i nie ma problemu  z dzieleniem się tym, co myśli, pozostaje kwestia uczciwości – czy rzeczywiście komunikuje to, co się w nim dzieje, czy to, co jak sądzi przyniesie mu czyjąś przychylność, podniesie jego wartość w oczach innych.

Gdy dwie osoby wpuszczają się wzajemnie do swoich światów uczuć, emocji i myśli, rodzi się między nimi specjalna więź, intymność – ale tylko wtedy, gdy to, co deklarują pokrywa się z ich reakcjami i wyborami, z ich zachowaniem: kiedy są spójni, autentyczni. W przeciwnym wypadku – kiedy udają intymność po to, żeby kogoś zmanipulować, żeby osiągnąć jakiś cel – niszczą tę więź i tracą ten najgłębszy sposób komunikacji, często zresztą bezpowrotnie w danym przypadku; bo skoro trzeba wierzyć słowom, a słowa pozostają w sprzeczności z zachowaniem, to zaufanie i chęć podtrzymania tej komunikacji zostają zabite.

Nikt nie ma dostępu do tego, co czujemy i myślimy, i przez całe życie możemy tam nie wpuścić nikogo, zostając zamknięci we własnym świecie, samotni na swojej wyspie, z poczuciem bycia odmieńcem, dziwakiem, nieakceptowanym, nierozumianym, niekochanym. Możemy też wpuścić tam osoby, których autentyczność przetestowaliśmy, których słowa i czyny nie wykluczają się wzajemnie, i którzy również otwierają przed nami swój wewnętrzny świat – a wtedy wydarza się coś wyjątkowego: sprawiamy, że drugi człowiek może poczuć to, co my, że rozumie nas, że staje się nami na chwilę. To doświadczenie wspólnoty i jedności, wymagające od nas ryzyka zaufania, odrzucenia swojego lęku, poddania swoich wyuczonych sposobów kontrolowania innych to właśnie to, za czym wszyscy tęsknimy i co tracimy na zasadzie samospełniającej się przepowiedni, kiedy blokujemy dostęp do swojego prawdziwego „ja” – to miłość, wspólny rdzeń nas wszystkich, którego możemy doświadczyć tylko wtedy, kiedy w niego wierzymy tak bardzo, że dla niego ryzykujemy to, w co każe nam wierzyć nasz umysł działający na podstawie naszego losowego i wyrywkowego doświadczenia. Bo, cytując św. Augustyna: „Wiara to wierzyć w to, czego jeszcze nie widzisz; nagrodą tej wiary jest widzieć to, w co wierzysz.”

Szczerość

Szczerość wcale nie oznacza mówienia wszystkiego, co nam przychodzi do głowy. Ani sprawiania innym przykrości. 

Szczerość to język osoby autentycznej, która niczego nie gra, nie udaje i nie próbuje osiągnąć dla siebie. 

Szczerość to nazywanie rzeczy tak, jak naprawdę je czujemy i jak naprawdę o nich myślimy, bez obrabiania w umysłowym Photoshopie dla osiągnięcia jakiegoś efektu u odbiorcy.

Żeby być szczerym, trzeba być autentycznym, nikogo nie udawać, po prostu być sobą – a to dla wielu ludzi najtrudniejsza i najstraszniejsza rzecz do wykonania. Szczególnie, że wymaga dania takiego samego prawa do autentyczności i szczerości innym ludziom.

Wiele postaci jednego lęku

Kiedy uczucia i potrzeby dziecka nie mogą być zaspokojone z powodu niedostatku, braku, dziecko reaguje przerażeniem, bo czuje się opuszczone i zapomniane przez los.

Kiedy uczucia i potrzeby dziecka spotykają się z bezpośrednim odrzuceniem dla zasady, dziecko reaguje złością, bo czuje się bezradne.

Kiedy uczucia i potrzeby dziecka spotykają się z brakiem zrozumienia i wsparcia, dziecko reaguje wycofaniem, „zamrożeniem” swoich emocji, bo czuje się oceniane i krytykowane.

Kiedy uczucia i potrzeby dziecka są lekceważone, dziecko reaguje buntem, przeciwstawianiem się, bo czuje się źle potraktowane, oszukane.

Kiedy uczucia i potrzeby dziecka są zaspokajane z wyprzedzeniem, dziecko reaguje zniecierpliwieniem, bo czuje się zależne.


Kiedy w dzieciństwie doświadczamy którejś postawy rodzicielskiej silniej niż innych, w dorosłym życiu jeden stan emocjonalny bierze górę nad innymi – nie tylko staje się pierwszą odruchową reakcją (szczególnie na wszelkie nowe, niejasne sytuacje), ale stale towarzyszącym uczuciem wybijającym się ponad inne.

Dorośli, którzy doświadczyli braku, żyją w stałym zmartwieniu, a ich pierwszą reakcją na nowe jest szukanie potencjalnego zagrożenia i tworzenie najczarniejszego scenariusza. Próbują zabezpieczyć się na wypadek wszelkich nieszczęść, żeby nie doznać braku znanego z dzieciństwa.

Dorośli, którzy doświadczyli nadmiernego rygoru nie rozpoznają swoich emocji i nie przyznają się do swoich uczuć, wszystkie negatywne (także smutek, tęsknotę, obawę itp.) wyrażają za pomocą irytacji i złości. Twardymi emocjami próbują zwrócić na siebie uwagę, żeby wymusić to, czego nie otrzymali jako dzieci.

Dorośli, którzy doświadczyli nadmiernej krytyki starają się ukrywać swoje emocje i uczucia, żeby nie były widoczne na zewnątrz; noszą maskę spokoju nawet jeśli wewnątrz umierają. Próbują zamrozić swoje uczucia, żeby inni ich nie zobaczyli i nie użyli przeciwko nim jak to miało miejsce w dzieciństwie.

Dorośli, którzy doświadczyli lekceważenia żyją w niepewności; czują przymus udowadniania wszystkim, że są ważni i wartościowi. Nie okazują emocji, szczególnie tych miękkich, żeby nie dać innym przewagi nad sobą i nie pozwolić im przejąć kontroli.

Dorośli, którzy doświadczyli rodzicielskiej nadgorliwości, żyją w obawie przed stratą, ponieważ czują się całkowicie zależni od innych ludzi. Ich lęk przyjmuje postać zniecierpliwienia, nacisku. Silnie okazują emocje, ale używają ich do kontrolowania innych, żeby otrzymywać od nich nie mniej niż w dzieciństwie.

Każde dziecko doświadcza jakiegoś rodzaju niedostatku lub zranienia, każdy dorosły nosi w sobie lęk przed jego powtórzeniem. Czasem ten lęk wygląda jak przebojowość, która ma pokryć zmartwienie; czasem jak złość, która ma ukryć bezradność; czasem jak obojętny spokój, który ma przykryć nadwrażliwość; czasem jak zarozumiałość maskująca niepewność; czasem jak zniecierpliwienie chowające pod sobą przerażenie.

Jednak bez względu na różną postać jest tym samym lękiem przed utratą najważniejszych wartości: bliskości z innymi ludźmi i możliwości autentycznego wyrażania siebie.


Obecność

Rodzaj obecności lub nieobecności rodzica w najwcześniejszym okresie życia dziecka determinuje to, jakiej obecności innych ludzi podświadomie ono oczekuje i jaką tworzy w swoich późniejszych relacjach i związkach.
Może to być obecność fizyczna (stała obecność w domu, wspólne spędzanie czasu, wsparcie udzielane za pomocą fizycznych gestów), emocjonalna (wyrażanie zrozumienia dla emocji dziecka, dzielenie się swoimi uczuciami) lub intelektualna (rozmowa, wyjaśnianie zasad funkcjonowania świata i ludzi, w tym swoich emocji).Choć wszyscy pragną bliskości, często ta obecność zostaje okrojona do fizycznej obecności bez kontaktu i intelektualnej komunikacji na tematy konieczne – dlaczego tak się dzieje?
Autentyczna bliskość jest towarem deficytowym, ponieważ zależy od czwartego obszaru, od rozwoju duchowego – od świadomości siebie, swoich autentycznych potrzeb i uczuć w obrębie swojej fizyczności, emocjonalności i intelektu. Im bardziej rodzic jest dojrzały duchowo, tzn. jest w kontakcie ze swoim prawdziwym ja, tym bardziej może być w kontakcie ze swoim dzieckiem (także partnerem i innymi ludźmi) i tym pełniejsza jest jego obecność i tworzona przez niego bliskość. Im bardziej rodzic funkcjonuje w swoich schematach, pozwalając się prowadzić swoim impulsom i niekontrolowanej, przypadkowej logice swojego umysłu, tym słabszą więź tworzy ze swoim dzieckiem, a potem ono z innymi ludźmi – dopóki za pomocą własnej świadomości tego nie zmieni.