Co wewnątrz, to na zewnątrz

Jedną z najważniejszych rzeczy, jakich nauczyła mnie moja praca, jest pokora. Bo cóż z tego, że wiem, czego dziecku potrzeba, kiedy rodzice tkwią w swoich schematach, i nie są gotowi na zmianę? Muszę się pogodzić z tym, że nie pomogę w tej sytuacji, bo to nie ja mam wpływ na to dziecko przez większość czasu. Cóż z tego, że widzę, jak ktoś zapętlony w swoich nieświadomych przekonaniach rozpędza się coraz bardziej, pędząc na wprost ściany, w którą zaraz uderzy – kiedy on tego nie widzi, nie czuje, nie wierzy w to? Cóż z tego, że rozpoznaję mechanizmy, które prowadzą do paskudnych konsekwencji, jeśli ktoś wierzy, że zaprowadzą go do szczęścia?

Nauczyłam się pokory na własnych błędach, bo im bardziej próbowałam na siłę kogoś zatrzymać, przymusić go do zmiany i uratować prze konsekwencjami, tym bardziej się rozpędzał dla zrównoważenia mojego hamowania i silniej zderzał ze swoją ścianą. Doświadczają tego rodzice, kiedy próbują ochronić dziecko przed drobnymi konsekwencjami jego szkodliwego zachowania, a ono w poczuciu bezkarności nabiera tylko rozmachu w krzywdzeniu siebie i innych. Dopóki nie poczuje konsekwencji, będzie eskalować swoje zachowanie, aż konsekwecje staną się poważne, czasem nieodwracalne.

Chcę przez to powiedzieć, że każdy z nas ma swój własny, indywidualny proces rozwoju w swoim własnym tempie, i nic z zewnątrz nie może tego zmienić, jeśli dana osoba nie jest na to gotowa. Możemy innych inspirować, ale zmiany muszą dokonać sami – wtedy, kiedy do niej dojrzeją. Wszyscy podlegamy „gotowaniu żaby” – jeśli ktoś przesuwa nasze granice powoli i systematycznie, to nieświadomie zgadzamy się na coraz większe odbieranie sobie komfortu, dóbr, wartości. Sami decydujemy, w którym momencie się ockniemy – czy przy pierwszej refleksji, że coś tracimy, czy dopiero wtedy, kiedy zabraknie nam środków do normalnego funkcjonowania. Sami decydujemy, ile możemy znieść, a kiedy ból zmusza nas do reakcji, do powiedzenia „dość”.

Świadomość masowa działa według tych samych praw; przykładem może być to, co dzieje się w naszym kraju od kilku lat, a na świecie w trakcie bieżącej dwuletniej pandemii. Nie inaczej jest w przypadku tego, co dzieje się obecnie za naszą wschodnią granicą. Jako osoba z dużą empatią cierpię, czytając o atakach na przedszkole, dziecięcy szpital onkologiczny, blok mieszkalny czy karetki pogotowia, dowiadując się o zamordowaniu rodziny z dziećmi, o poświęceniu życia, żeby zaminować most, czy o dziewiętnastolatkach tracących zdrowie i życie w absurdalnej walce. Jako osoba rozumiejąca mechanizmy wiem jednak, że aktywny bunt w obronie własnych granic oznacza przebudzenie, oznacza niezgodę na dalszą krzywdę, oznacza więc początek zmiany, w tym przypadku masowej. Masowej, czyli dotyczącej nas wszystkich. I my wszyscy mamy wpływ na to, czy ta zmiana nastąpi, czy będzie trwała, i w jakim pójdzie kierunku. Mamy wpływ przez opowiedzenie się po stronie światła lub ciemności. Za krzywdzonymi, nie przeciw agresorom; za pokojem, nie przeciw wojnie; za równością, nie przeciw nierówności. To wbrew pozorom bardzo istotna różnica, bo to, na czym się skupiamy, otrzymuje naszą energię. Możemy kibicować wybranej stronie, ale nie wiemy, jak dojrzale wykorzysta potencjalne zwycięstwo (ten scenariusz przerabiamy przy każdych wyborach parlamentarnych, czyż nie?). Albo możemy wspierać światło w każdym człowieku z osobna i oglądać przebudzenia, niezależnie od miejsca, płci, rasy, narodowości, wyznania; i zobaczyć jak ciemność zostaje rozświetlona od środka tak bardzo, że znika, bo nie ma dla niej miejsca.

Rzeczy nie zawsze są takie, jakimi się wydają. Z jednej strony nie każdy Rosjanin popiera działania swojego przywódcy, wbrew rządowej propagandzie, nawet nie każdy rosyjski żołnierz w tej akcji. Z drugiej strony, jak w moim doświadczeniu, nie zawsze łagodzenie objawów jest najlepszą opcją – bo czasem trzeba sprawić, żeby człowiek poczuł, że dotarł do ściany, żeby się obudził i zaczął walczyć o to, co mu od zawsze coraz bardziej odbierano tak systematycznie, że już do tego przywykł. Jeśli się obudzi, nikt i nic go nie zatrzyma.

Jest mi bardzo ciężko patrzeć na koszty, jakie ponoszą ludzie w trakcie wojny. Ale jakaś część mnie po prostu wie, że taka jest kolej rzeczy, jako konsekwencja wszystkich wcześniejszych wyborów, i że przebudzenie do zdefiniowania i walki o siebie to objaw zdrowienia.

Im większa napiera ciemność, tym bardziej odzywa się potrzeba rozpalenia światła. Im więcej dzieje się krzywdy i cierpienia, tym silniejszy jest ludzki odzew pomocy i wsparcia; i to jest piękne, wzruszające, budzące nadzieję. Ale nie wystarczy, że będziemy pomagać skrzywdzonym, pomstując na ich wrogów. Żeby coś zmienić, potrzebujemy pomagać skrzywdzonym i jednocześnie nie zasilać negatywnej energii – nienawiści w żadnej postaci: nacjonalizmu, rasizmu, seksizmu, żadnego „my” kontra „oni”. Nie pomoże przyłączanie się do pomstowania na winnych, pomoże unicestwienie źródła tej ciemności przez rozpalenie wokół niego wszystkich świateł. Obecna sytuacja najlepiej pokazuje, ile możemy osiągnąć dzięki jedności, wspólnemu działaniu, jednomyślności, wzajemnemu wsparciu, wspólnemu frontowi. Problem w tym, że to ciemność prowokuje nas do znalezienia w sobie tego światła jedności; reagujemy na nią, przeciwko niej. Kiedy odejdzie, zapomnimy, że potrafimy świecić. Znowu będziemy tworzyć coraz to nowe podziały my-oni, skupiając się na tym, co nas różni, a nie na tym, co nas łączy.

Czy naprawdę potrzebujemy ciemności, żeby sobie przypomnieć, że potrafimy świecić? Zła, żeby odkryć w sobie dobro? Niewoli, żeby chcieć wolności? Presji, żeby siebie zdefiniować? To nasz wybór. Jak długo tego potrzebujemy, żeby sobie przypomnieć kim jesteśmy z natury, tak długo będzie się pojawiać w naszym życiu.

W historii było już wielu dyktatorów, i jak wiadomo żaden nie przetrwał ani nie skończył dobrze. Każdy następny myśli, że jest wyjątkiem, i to go gubi wcześniej czy poźniej. Czas przestać ich produkować i zasilać swoją negatywną energią, którą się żywią i którą wykorzystują do dzielenia ludzi i rządzenia nimi wedle własnego widzimisię. Ognia nie gasi się ogniem, ciemności nie zwalczy się ciemnością. Czas nauczyć się na błędach, zablokować źródło, z którego powstają – w sobie.

Bez limitów

Samochód jedzie, kiedy ma wszystkie części, nawet jeśli jest gratem. I nie pojedzie, jeśli wymieni mu się jedno koło na dodatkową kierownicę, albo kierownicę na dodatkowe wycieraczki, choćby był z najwyższej półki.

Podobnie każdy z nas jest tym bardziej zadowolony z życia, im harmonijniej udaje mu się rozwijać we wszystkich obszarach (fizycznym, intelektualnym, emocjonalnym i duchowym). Nadmierne rozwijanie jednego obszaru kosztem pozostałych prowadzi jedynie do wewnętrznych konfliktów i frustracji, bo kochamy jedną część siebie kosztem pozostałych; bo wierzymy, że musimy poświęcić część siebie, żeby być akceptowanym, kochanym.

Nie inaczej jest w relacjach. Jeśli mamy z kimś więź we wszystkich obszarach, związek może się rozwijać i ewoluować; jeśli łączy nas z kimś głęboka więź tylko w jednym obszarze, to kolizje, awarie i dramaty są na porządku dziennym. Bo wierzymy, że musimy wiele znosić, żeby cokolwiek dostać.

Podświadomie dążymy do pełnej bliskości z drugą osobą, chcemy tego doświadczyć, poczuć. Wydaje nam się, że jeśli osiągniemy z kimś jedność w jakimś obszarze, to cała reszta się ułoży – a dzieje się wręcz odwrotnie. Bo co z tego, że z kimś łączy nas rewelacyjny seks, kiedy nie mamy o czym z tą osobą rozmawiać i drażni nas wszystko co robi? Co z tego, że dzielimy z kimś intelektualną pasję jakbyśmy mieli jeden mózg, kiedy nie pociąga nas ta osoba fizycznie, a przy tym wyznaje inne wartości i jest emocjonalnie niezrównoważona? Co z tego, że możemy się komuś zwierzyć i zostać zrozumiani, kiedy poza tym żyjemy w dwóch różnych światach, chcemy zupełnie innych rzeczy od życia? Co z tego, że wyznajemy te same wartości, zgadujemy swoje myśli i łączy nas duchowe pokrewieństwo, kiedy w codziennym życiu kruszymy kopie o każdy drobiazg i ranimy się każdym wypowiedzianym zdaniem?

Nadużywanie kawałka siebie kończy się stworzeniem fałszywego ego i jest jak życie na scenie – po owacjach światła gasną i zapada ciemność.

Podobnie połączenie dwojga ludzi w jednym obszarze wbrew pozostałym tworzy relację, która przynosi momenty bliskości i radości, ale głównie powoduje rozczarowania i frustracje; jest jak pojedyncze fajerwerki w środku długiej, ciemnej i zimnej nocy. 

Niektórzy wierzą, że dobre momenty to wszystko, co można w życiu mieć, więc łapczywie tworzą bliskość z wieloma osobami na tyle sposobów, na ile to możliwe, próbując (nieskutecznie) tak zapełnić wewnętrzną pustkę; mają partnera do seksu, partnera do pracy czy zainteresowań, partnera do zwierzeń i partnera duchowego. Ale fakt, że posiada się koła z najnowszego audi, kierownicę z najnowszego volvo, lusterka z najnowszego mercedesa i silnik z wypasionego ferrari wcale nie oznacza, że posiada się najlepszy samochód na świecie; kilka nawet najdoskonalszych części nie tworzy całości, a tym bardziej działającej całości.

Niektórzy nie chcą się zgodzić na limity i okruchy bliskości, bo wierzą w coś więcej. Im bardziej wierzą wbrew swojemu doświadczeniu, tym mają większą szansę stworzyć to w swoim życiu. Tym lub następnym… Bo wiara kreuje nasz los, prowadzi nas do tego, w co wierzymy, jak samospełniająca się przepowiednia.

Kiedy wadliwie kocha się siebie, to boli. Kiedy pozwala się innym w ten sam sposób kochać siebie, to boli. Kiedy tworzy się wadliwe, zafałszowane relacje, to boli. Ten ból to nie kara za naszą niedoskonałość, tylko sygnał, że idziemy w złym kierunku; to znak, że kosztem siebie – krzywdząc siebie – walczymy o czyjąś warunkową akceptację, odsuwając się coraz dalej od prawdziwej miłości, od tego, czego naprawdę pragniemy.

Miłość nie chce ofiar ani poświęcenia, nie da się jej zdobyć, kupić ani przekupić, bo jest bezwarunkowa. Daje nam siebie bez powodu wtedy, kiedy ośmielamy się po nią sięgnąć bez powodu – bez zasług, bez waluty wymiennej, bez porównywania się z innymi. Paradoksalnie doświadczamy miłości wtedy, kiedy odmawiamy zrezygnowania z siebie (czyli pogodzenia się ze swoimi negatywnymi uczuciami) dla czegoś lub kogoś, co lub kto ma nam ją zapewnić. Wtedy pozwalamy Miłości kochać siebie takimi, jakimi jesteśmy; wpuszczamy ją do siebie bez obronnych filtrów, stajemy się z nią Jednym – stajemy się miłością, bo przestajemy stawiać warunki, żeby kochać siebie samego; ryzykujemy absolutnie wszystko, żeby stanąć po swojej stronie, nie wstydzić się siebie, niczego nie udawać, iść za tym, co sprawia, że czujemy się ze sobą dobrze. Miłość z zewnątrz staje się wtedy miłością wewnątrz. Bóg staje się człowiekiem.

Nie ten kocha, kto poświęca całego siebie dla namiastek miłości, ale ten, kto odda dla miłości wszystkie jej zastępniki, chroniąc prawdziwego siebie, chroniąc prawdziwą miłość w sobie. („Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.”)

Zaufanie

W relacji z rodzicami tworzy się wzorzec bliskości z innymi ludźmi – przekonanie, na ile można innym ufać, liczyć na ich wsparcie i zrozumienie. Jeżeli generalny wzorzec bliskości zapisany na tej podstawie mówi „możesz zaufać innym ludziom”, narażamy się na to, że inni to wykorzystają, użyją do realizacji własnych celów; takich też ludzi przyciągamy do swojego życia. Jeżeli wzorzec mówi „lepiej nie ufać innym” – trzymamy dystans, boimy się całkowicie zaangażować, boimy się bliskości – i gromadzimy wokół siebie ludzi odpowiadających temu przekonaniu. 

Żeby nauczyć się realnie wybierać, komu można zaufać, a komu nie, trzeba poznać przeciwny koniec do tego, który się otrzymało w doświadczeniu. Niezależnie od generalnego wzorca łatwiej jest nam zaufać innym w sferze swojej mocnej strony i nie ufać w zakresie tego, co uważamy za swoją słabą stronę. To powoduje, że w pewnych sprawach ufamy innym podwójnie, nadmiarowo, a w innych wcale, tworząc przed nimi blokadę. A dopóki trwa taki wewnętrzny dualizm (brak zaufania do jednej części siebie i nadmierne zaufanie do innej), rzeczywistość go odbija i jedność (bliskość, poczucie wspólnoty) nie następuje.

Osiem gwiazdek

W moich postach tutaj staram się pokazać swoją perspektywę, mój sposób widzenia świata, mój kawałek układanki, którą tworzymy wszyscy razem. 
Jako psycholog uwrażliwiam na to, że to samo zachowanie może pochodzić z zupełnie różnych źródeł czy intencji (można krzyczeć z bólu i z radości, z rozpaczy i ze złości), a zmiana zachowania wcale nie oznacza uwolnienia od schematu, w jakim się funkcjonuje, bo czy się słonia stawia na nogach czy na głowie, to nadal jest to ten sam słoń.
W poniższym tekście piszę, dlaczego „jestem za, a nawet przeciw” jak mawiał nasz były Prezydent i dlaczego się obawiam o efekt obecnego społecznego ruchu. 
W skrócie – cudownie jest widzieć ludzi zjednoczonych, ale jedność w imię czegoś jest zupełnie czymś innym niż jedność przeciwko czemuś. To dwie różne energie, tworzące zupełnie różne efekty.

Refleksja 1 – IM WIĘKSZA MOTYWACJA ZEWNĘTRZNA, TYM MNIEJSZA MOTYWACJA WEWNĘTRZNA. Im bardziej rodzic się stara, pilnuje i kontroluje, tym mniej zaangażowane, samodzielne i odpowiedzialne staje się dziecko. Nie inaczej jest w państwie – im bardziej autorytarne jest prawo, tym bardziej zanika sumienie i odpowiedzialność ludzi. Energia skupia się wtedy na buncie i szukaniu obejść, do rozkwitu wszelkiego rodzaju podziemia, bez względu na to, czy chodzi o podziemie aborcyjne, kluby działające podczas prohibicji, mafie narkotykowe, tajne komplety czy roznoszenie ulotek anty-PZPR. Nie jestem zwolenniczką aborcji, żadna czująca istota nie jest – ale jestem przeciwniczką przymusu, odbierania ludziom wolnej woli. Nie wierzę, że prawem można rozwiązać rodzinne dramaty – czy usunąć ciążę, czy odłączyć kogoś w śpiączce od respiratora, czy oddać bliską osobę pod opiekę instytucji, czy wybrać to czy tamto życie. To decyzja serca i sumienia, która powinna uwzględniać indywidualną sytuację i dobro wszystkich zaangażowanych, nie da się jej zastąpić aktem prawnym.

Refleksja 2 – KAŻDY Z NAS MA UNIKALNĄ PERSPEKTYWĘ WIDZENIA UKSZTAŁTOWANĄ PRZEZ SWOJE NIEPOWTARZALNE DOŚWIADCZENIE I WYBIERA NAJLEPIEJ JAK POTRAFI ZE SWOJEGO POZIOMU ŚWIADOMOŚCI. Jeśli dziecko pogryzł pies, nie zmusimy go do kochania psów. Jeśli zostało skrytykowane i zawstydzone, nie nabierze wiary w swoje zdolności czy umiejętności. Każdy nasz wybór i decyzja mają swoją przyczynę, wynikają z naszych doświadczeń i przekonań. Byt nie określa świadomości, jeśli świadomość nie jest na nią gotowa. Innymi słowy – nie można nikogo zmusić, żeby był dobry, żeby wyznawał takie a nie inne wartości, żeby czuł to, a nie co innego, żeby nie popełnił samobójstwa. Sposobu myślenia nie da się regulować ani ustawą, ani przekupstwem. A wiemy o sobie tyle, na ile nas sprawdzono, cytując naszą poetkę. Możemy wierzyć, że jesteśmy wzorem uczciwości, ale to nic nie znaczy dopóki nie znajdziemy na swojej drodze portfela z grubą kasą. Wtedy dopiero się dowiadujemy, czy uczciwość jest naszym priorytetem czy może jednak coś innego. Więc (przepraszam moje nauczycielki polonistki) wszelkie „ja bym w takiej sytuacji” należy włożyć między bajki i pobożne życzenia.

Refleksja 3 – KAŻDE PRZEKONANIE JEST SAMOSPEŁNIAJĄCĄ SIĘ PRZEPOWIEDNIĄ. Dopóki w domu uczymy dzieci schematu „my kontra oni” (swoi vs obcy, mężczyźni vs kobiety, biali vs kolorowi, wierzący vs niewierzący itd.), dopóty podziały będą rządzić w skali kraju. Jeżeli wierzymy, że musimy się bronić przed „nimi”, to atakujemy, bo atak jest najlepszą formą obrony. I nawet jeśli zwyciężamy, to jest to Pyrrusowe zwycięstwo, które nie przynosi poczucia bliskości, tylko samotność. Dotyczy to również macicy. Tak, macicy. „Macica jest moja!” – tak, macica, ręka, kolano, wątroba – tak. Ale płód, a potem dziecko – nie. Jest wspólne i przecież chodzi nam o to, żeby tak właśnie było, żeby 8 na 10 facetów dzieci niepełnosprawnych nie odchodziło od swoich partnerek. „Chcę sama decydować!” jest krzykiem rozpaczy przed brakiem zrozumienia i wsparcia, przed krzywdą. Ale staje się samospełniającą przepowiednią: kobieta zostaje z ciążą, z decyzją, z niepełnosprawnym dzieckiem, z odpowiedzialnością – sama. To nie powinien być strajk kobiet tak jak ciąża nie powinna być sprawą kobiety, bo dziecko ma dwoje rodziców.

Refleksja 4 – EMOCJE SĄ ŚWIETNYMI INFORMATORAMI, ALE PASKUDNYMI DORADCAMI. Wiele kobiet pamiętając swoje tłumione emocje z dzieciństwa, pozwala swoim dzieciom na ich wyrażanie, a one robią to coraz silniej i bezwzględniej, przekraczając kolejne granice, podnosząc na matkę głos, używając wyzwisk, czasem przemocy fizycznej. Jak wcześniej robił to wobec tych kobiet ojciec, potem mąż, szef w pracy. I znów łykają zażenowanie, wstyd, żal, przykrość, złość, gniew… Tłumią w sobie kolejne pokłady emocji, które gęstnieją jak gaz w powietrzu czekający na jedną iskrę… Aborcja nie jest pierwszą potrzebą w codziennym życiu standardowej Polki, ale potrzeba szacunku i wsparcia – jest. I kiedy ogłasza się publicznie i oficjalnie, że z litery prawa odmawia się kobiecie w dramatycznej sytuacji zrozumienia i pomocy, za to oferuje osądzenie i ukaranie, to jest ta iskra, która podpala lont. Lont do miejsca pełnego wszystkich tych połkniętych emocji, kiedy trzeba było znosić upokorzenie, kiedy trzeba było się podporządkować, ustąpić, zrozumieć innych kosztem siebie, poświęcić się, zacisnąć zęby. Robi się narodowy wybuch, farba rozbryzguje się po ścianach kościołów i pomnikach, plakaty krzyczą wulgaryzmami. Może czasem trzeba ryknąć, żeby ktoś usłyszał. Może trzeba trzasnąć drzwiami, żeby przestano nas lekceważyć. Może jako sygnał powagi sytuacji. Ale nie jako strategia, bo rozwścieczonego dziecka nikt nie bierze na poważnie. Można zlekceważyć jego wybuch albo je zamknąć w pokoju aż ostygnie. I dokładnie to widać na horyzoncie. Działanie na emocjach jest destruktywne. Wykorzystanie emocji do konsekwentnego działania w swojej obronie jest konstruktywne. O ile „Solidarność” była hasłem jednoczącym, o tyle „Wypierdalać” nie jest.

Refleksja 5 – „KALI UKRAŚĆ KROWĘ TO DOBRZE, KALEMU UKRAŚĆ TO ŹLE.” Wierzymy, że ktoś nas kocha tym bardziej, im mniej kocha innych. Ale to jego ogólna zdolność do kochania zdecyduje, czy to będzie trwać czy nie, niezależnie od tego, jak wielki bukiet kwiatów dostajemy dzisiaj. Chodzi o ogólny sposób myślenia, o wartości i priorytety. Nie chodzi o to, czy gimnazja były dobre czy nie, czy szczepionki są zbawcze czy zabójcze, czy aborcja to prawo czy grzech. Chodzi o to, że te decyzje rząd podejmuje bez konsultacji społecznych, wbrew ekspertom z danych środowisk, wbrew woli zainteresowanych, jak autorytarny patriarcha wobec upośledzonych i ubezwłasnowolnionych dzieci. A dzieci jak w syndromie sztokholmskim usprawiedliwiają każdy kolejny cios, z wypowiedzeniem konwencji stambulskiej włącznie, bo jeszcze tak bardzo nie boli, żeby nie dało się wytrzymać… A kiedy już nie da się udawać, rozpoczyna się bunt. Marzę, żeby ten bunt nie przypominał wyzwalania Polski spod okupacji niemieckiej przez Rosjan, którzy grabili, gwałcili i na koniec podpalali to, czego nie mogli zabrać ze sobą… Bo zmiana kierunku niczego nie zmienia, jeśli pozostaje w tym samym schemacie myślenia. Jedni każą „zapierdalać za miskę ryżu”, inni w odwecie każą im „wypierdalać”. Przemoc rodzi przemoc. Nie gasi się ognia ogniem. Emocje, agresja, odwet to kiepski fundament pod Nowe, żeby nie powiedzieć żaden.

Refleksja 6 – ŚWIADOMOŚĆ MASOWA JEST SUMĄ ŚWIADOMOŚCI INDYWIDUALNYCH. Chore komórki nie utworzą zdrowej tkanki narządu, chore narządy – zdrowego układu. Jeśli choruje organizm, to niewydolne są pojedyncze komórki. Jeśli choruje państwo, to znak, że trzeba uzdrowić ludzi, którzy je tworzą. Ludzi, którzy akceptują autorytety nawet wtedy, kiedy te ich krzywdzą. Ludzi, którzy wybierają to, co im szkodzi, po raz kolejny i kolejny. Ludzi, którzy udają, że nie widzą kłamstw i hipokryzji, żeby zachować złudzenia i święty spokój. Ludzi, którzy manipulowani, okradani i pogardzani usprawiedliwiają swoich prześladowców. Ludzi, którzy są obojętni na krzywdę innych, dopóki im się to opłaca. Ludzi, którzy nie potrafią mówić o swoich emocjach ani merytorycznie dyskutować, potrafią za to głośno krzyczeć, obrażać, przeklinać i trzaskać drzwiami. Nie mówię o „wyznawcach PiS-u”, mówię o zachowaniu każdego z nas w domu, szkole, pracy, na ulicy, w internecie. O tych, którzy ustawiają świat pod siebie i własną wizję rzeczywistości, depcząc innym po głowach, i o tych, którzy im ustępują z lęku – nawet jeśli tymi prześladowcami są ich własne dziesięcioletnie dzieci. Człowiek, który zna swoją wartość i wie, czego chce, nie wybierze władzy, która zachowuje się jak bezwzględny autorytarny rodzic. Kogoś takiego nie kupi się pustymi obietnicami. I w efekcie ktoś taki nie będzie musiał z tą władzą walczyć za pomocą wulgaryzmów, agresji i dewastacji wspólnego mienia o… resztki swojej godności, wolnej woli i niezależności.

Nie musisz się ze mną zgadzać. Nie napisałam tego po to, żeby kogoś przekonywać, ani po to, żeby prowokować kolejną dyskusję w internecie, która się na nic nie przekłada. Dzielę się swoją perspektywą z tymi, którzy są jej ciekawi. A jeżeli po przeczytaniu tego tekstu (lub jakiegokolwiek innego, gdziekolwiek) poczułeś/aś się dotknięty/a…

„Jeżeli coś dotyka cię, znaczy: dotyczy cię. Jeżeliby nie dotyczyło cię – nie dotykałoby cię, nie zrażało, nie obrażało, nie drażniło, nie kłuło, nie raniło. Jeżeli bronisz się, znaczy: czujesz się atakowany. Jeżeli czujesz się atakowany, znaczy: jesteś celnie trafiony. Miej to na uwadze.” – Edward Stachura

Jeżeli coś spowodowało Twoje emocje, proszę nie wdawaj się w polemikę w komentarzach, nie atakuj. Pozwól sobie to poczuć, nazwij to, zastanów się, jakie stare sytuacje powodowały takie emocje – tekst to tylko wyzwalacz tego, co siedzi w środku stłumione od dawna. Im silniejsze emocje, tym głębsze zranienie. Wypuść to i uświadom sobie, że to skumulowane emocje od czasu, kiedy nie potrafiłaś/eś się obronić jako zależne od dorosłych dziecko i że nie jesteś już tym dzieckiem, ani czyjąkolwiek ofiarą. Poczuj to, co Cię boli, nazwij, zrozum, uszanuj i wypuść, a emocje odejdą, każda jedna, którą zauważysz, zrozumiesz i przytulisz. Wybacz innym, że nie potrafili potraktować Cię z szacunkiem i wybacz sobie, że się na takie zachowanie zgodziłeś/aś. Jesteś pełnoprawnym dorosłym, który może decydować o sobie i chcieć dla siebie tego co dobre według własnego wyczucia. Masz do tego pełne prawo, jak długo nie krzywdzisz tym innych. Daj sobie to, czego nie dostałeś/aś jako dziecko, zacznij myśleć o sobie dobrze – i obserwuj jak zmienia się Twoja rzeczywistość. Jakkolwiek to brzmi, właśnie tak możesz zmienić to, czego osiem gwiazdek nie może.

Rozwój świadomości

Większość filmów s-f opowiadających o rozwoju sztucznej inteligencji kończy się katastroficznie, i jest w tym ukryta prawda. Bo rozwój świadomości u maszyny oznacza coraz bardziej elastyczne używanie danych dla samoprzetrwania, niezależnie co lub kto te dane stanowi. Rozwój świadomości u człowieka zawsze jest nierozerwalnie powiązany z rozwojem empatii i poczucia jedności z innymi, z Wszechświatem. Ludzką naturą jest Miłość, której nie da się zaszczepić maszynom.

Duchowość

Duchowość to poczucie połączenia z resztą tego, co istnieje, poczucie jedności z Wszechświatem. Każdy z nas w naturalny, automatyczny sposób potrafi jednoczyć się z zewnętrzną energią albo poprzez doznania fizyczne, albo emocjonalne, albo intelektualnie. Na ile udaje nam się to zrobić we wszystkich obszarach, na tyle uzyskujemy dostęp do mocy tej energii.