Język a komunikacja

Każda kultura wytwarza własny język, własne nazewnictwo, i jest to jej swoista wizytówka. Nie mam tu na myśli faktu, że słowa określające konkretną rzecz brzmią inaczej. Raczej to, że każdy język mnoży słowa na to, co dla posługujących się nim jest ważne, i nie tworzy nazw dla tego, co nieistotne. Na przykład Inuici mają kilka określeń na śnieg (inaczej nazywa się leżący na ziemi, inaczej padający, inaczej zawiewany przez wiatr czy usypany w zaspę), bo to ułatwia im komunikację bez opisywania, a śnieg towarzyszy im stale; nam wystarcza po prostu „śnieg”, bo mamy z nim do czynienia sporadycznie. Język opisuje więc subiektywnie rzeczywistość (tę zewnętrzną i wewnętrzną), ale nie tylko – jego gramatyka też niesie informacje o podejściu danej grupy ludzi do tej rzeczywistości: czy jest pełne ścisłych reguł, czy kreatywne, pełne dowolności.

W ramach tego samego języka powstają dialekty i slangi, które są kolejną informacją o tym, kim jesteśmy: akcent zdradza, w jakim regionie mieszkamy, dobór słów pozwala na wyciągnięcie wniosków o tym, gdzie i jak się wychowaliśmy, a nawet w jakim jesteśmy wieku. Znajomość słów nieznanych innym może zdradzać nasze zainteresowania lub wykonywany zawód. Ktoś, kto pracuje w branży artystycznej, nie zadowoli się określeniem koloru jako „zielony”, bo zielony ma mnóstwo odcieni, jasnych i ciemnych, ciepłych i zimnych; dlatego powstały nazwy jak limonkowy, groszkowy, jaśminowy, malachitowy, miętowy, morski, oliwkowy, pistacjowy, seledynowy, szmaragdowy, butelkowy i mnóstwo innych. To pozwala wytłumaczyć kolor bez pokazywania go, ułatwia komunikację (np. przez telefon); jest niezbędne dla projektanta czy artysty i zupełnie nieznane i nieużywane przez kogoś, dla kogo kolory są nieistotne. Każda dziedzina ma swoje sprecyzowane nazewnictwo, zazwyczaj niezrozumiałe dla ludzi spoza branży.

No i jest jeszcze język własny, indywidualny. Spośród wielu wyrazów bliskoznacznych jedne nam pasują, inne nie. Używamy wybranych wulgaryzmów, tworzymy własne neologizmy, sięgamy po specyficzne wyrażenia przestarzałe albo literackie. Mówimy prosto, bez ozdobników, albo wręcz przeciwnie, z mnóstwem odniesień i dygresji. Tworzymy pełne zdania jak w wypracowaniu, albo nie tworzymy ich wcale, co dwa słowa zmieniając myśl. Mamy swoje ulubione słowa, przerywniki, wyrażenia, reakcje. To, jakim językiem indywidualnym się posługujemy, niesie informację nie tylko o wykształceniu i/lub zdolnościach językowych, ale także o tym, jaka jest nasza osobista historia. Można z niego wywnioskować, czy trenowaliśmy komunikację z innymi, ze sobą samym czy wcale; czy nasze doświadczenie nauczyło nas nazywać wszystko z drobiazgową precyzją, czy wystarcza nam pokazywanie palcem, o co nam chodzi; czy stwierdzamy fakty, snujemy refleksje czy zmyślamy historie; gdzie wystarcza nam ten przykładowy „zielony”, a gdzie mamy na niego dziesiątki nazw odcieni; czy nazywanie to dla nas przymus wynikający z życia społecznego czy frajda nazywania świata po swojemu… 

Ekstrawertycy na ogół wolą mówić, introwertycy pisać. Tych pierwszych bardziej zajmuje to, co na zewnątrz, rzeczywiste zdarzenia, tych drugich – życie wewnętrzne, przemyślenia i odczucia. Ale bez względu na predyspozycje, każdy z nas nieświadomie przyswaja ze swojego otoczenia przekonania dotyczące komunikacji: czy warto wyrażać siebie (czy spotyka się to z aprobatą czy dezaprobatą); czy komunikując się, czujemy się rozumiani czy odrzucani; czy warto zabiegać o porozumienie, czy tworzy ono bliskość, czy rani. W rezultacie bywa często tak, że jedni nadmiernie trenują wyrażanie siebie (nie uczą się słuchać), inni je tłumią (nie uczą się nazywać), co w podobnym stopniu zaburza komunikację.

Do efektywnego porozumienia potrzebna jest wystarczająca precyzja, żeby wskazać właściwy obszar i wystarczająca metafora, żeby ktoś doprecyzował sobie znaczenie sam według własnych potrzeb – ponieważ jesteśmy jednakowi pod względem mechanizmów, ale odrębni pod względem ich wyrażania, zachowania; mówiąc metaforycznie, mamy ten sam szkielet, ale różnie ubrany😉 Już małym dzieciom można lepiej wyjaśnić pewne sprawy za pomocą metafory, opowiadając im bajkę, niż tłumacząc i analizując szczegółowo sytuację. Zbyt konkretne detale (tak samo jak mętna teoria) powodują, że nie rozpoznajemy mechanizmu ukrytego pod spodem; nie rozumiemy, więc nie komunikujemy się i nie uczymy.

Dotyczy to także komunikacji profesjonalnej, czyli rozmawiania z psychologami czy terapeutami. Część psychologów wzoruje się na psychiatrii, próbując szczegółowo opisać typy osobowości i rodzaje zaburzeń czy problemów oraz stworzyć odpowiadające im procedury postępowania dla terapeuty i dla pacjenta. Część psychologów skłania się bardziej w kierunku duchowości, patrząc bez klasyfikowania, operując metaforami, starając się poszerzyć świadomość siebie swojego klienta dostępnym dla niego kanałem. Każde podejście i idący za nim język niesie zarówno informacje o preferencjach psychologa, jak i odpowiada konkretnemu zapotrzebowaniu klienta. Ktoś, kto wyłączył u siebie czucie, będzie odbierał psychologa preferującego ten kanał jako „nawiedzonego”; i odwrotnie, ktoś, kto daje pierwszeństwo czuciu, zniechęci się sztywnym naukowym podejściem psychologa silnie preferującego umysł. Generalnie wszyscy mówią o tym samym, ale innym językiem, docierając do drugiej osoby innym kanałem. Jeśli obie strony pasują do siebie na tyle, że możliwa jest komunikacja między nimi, to proces zmiany może się rozpocząć. Jeśli język na to nie pozwala, nic się nie wydarzy, tak jak w każdej innej komunikacji. Logicznie, największą potencjalną sprawczość posiada terapeuta z własną wewnętrzną równowagą pomiędzy swoimi dwoma „odbiornikami” (umysłem i czuciem), mogąc używać każdego z nich w zależności od preferencji drugiej strony. 

Mówiąc obrazowo, każdy z nas potencjalnie może znać dwa wewnętrzne języki: język czucia i język logiki. Kiedy używa się obu, można opisać rzeczywistość przestrzennie, jak obraz w 3D; kiedy używa się jednego, obraz staje się spłaszczony, uproszczony, pozbawiony kolorów i detali, niewyraźny. Większość ludzi silnie preferuje jeden wewnętrzny język, dlatego często trudno nam się porozumieć. Specjalista od komunikacji powinien znać oba i być jak elastyczny tłumacz: jednego (języka klienta) używać po to, żeby czuł się rozumiany, drugiego po to, żeby go sobie przypomniał i przez poprawę komunikacji wzbogacił swoją rzeczywistość.

Rozumienie sercem

Nasze umysły tworzą niepowtarzalne schematy myślenia i reagowania, które utrudniają nam porozumienie jak różne języki na wieży Babel. Jest jednak coś, co jest wspólne dla nas wszystkich, niezależnie od inteligencji, wykształcenia, wychowania, kultury: uczucia. Kiedy używamy empatii, nie samego umysłu do zrozumienia drugiego człowieka, porozumienie następuje automatycznie, niezależnie od obiektywnie występujących różnic.

Co znaczy razem

Związki zazwyczaj zaczynają się od zauroczenia fizycznego. Nie kończą się szybko, jeśli partnerzy znajdują porozumienie intelektualne: odkrywają wspólny język, zainteresowania, poglądy. Stają się głębokie, kiedy obie strony wpuszczają się nawzajem do swoich światów emocjonalnych, kiedy się rozumieją i wspierają. Ale to, co spaja taką relację najsilniej, to wspólne priorytety, wspólna hierarchia wartości, wspólna definicja swojej natury i sensu życia.

Język

To, co bezpośrednio odwołuje się do naszych emocji jak film, fotografia czy muzyka staje się uniwersalnym językiem porozumienia na poziomie głębszym niż intelektualny. Fakt, że metafory są czytelne podobnie dla wszystkich oznacza, że mamy wspólne korzenie. 

To, jak bardzo nie potrafimy się porozumieć za pomocą wspólnego, precyzyjnie nazywającego wszystko języka pokazuje, jak daleko odeszliśmy od tych korzeni.

Skojarzenia emocjonalne

To nie doświadczenie ani sposób rozumowania najbardziej różni nas od siebie, ale skojarzenia emocjonalne. To one powodują, że to, co dla jednego nie ma znaczenia, jest ogromnie ważne dla kogoś innego; że coś jest dla kogoś łatwe i proste, bo kojarzy się z miłością i radością, a dla kogoś innego trudne i bolesne, bo kojarzy się z bólem i odrzuceniem. Jeżeli spieramy się o fakty, nigdy nie dojdziemy do porozumienia. Jeśli zrozumiemy uczucia, porozumienie przyjdzie samo.

Zrozumienie i porozumienie

Dążymy do porozumienia z innymi ludźmi na bazie słów, na poziomie intelektualnym. Ale nasze umysły tak bardzo się różnią, że czasami napotykamy rafy i mielizny. Wtedy empatia umożliwia nam wyczucie, co dla drugiej osoby jest ważne i wsparcie jej poza słowami, poza intelektualnym porozumieniem, za pomocą fizycznego gestu.
Zrozumienie przekazane na jednym poziomie – czy to intelektualnym, emocjonalnym, duchowym czy fizycznym – otwiera drzwi do porozumienie na innych poziomach. Podobnie brak porozumienia na jednym poziomie rzutuje na pozostałe.

Metafizyka

Komunikacja jest możliwa, jeśli dwie osoby dobrowolnie wybierają kanał o tej samej częstotliwości. Żeby zadziałała fizyka, musi najpierw zadziałać metafizyka. Innymi słowy żadna technologia nie stworzy nam tego, czego nie ma naturalnie w nas samych, może jedynie nam ten brak silniej uświadomić.

Porozumienie i bliskość

Jeżeli następuje porozumienie między ludźmi na poziomie duchowości, to jest ono generalne, jest jak dzielona wspólna bazowa energia. Nie ma tu różnic i nie liczy się czas, bo na tym poziomie wszyscy jesteśmy tacy sami, jesteśmy tym samym, więc temu porozumieniu nic nie zagraża; jeśli zostanie nawiązane, to jest i trwa.

Porozumienie na poziomie emocjonalnym w części opiera się na czuciu, w części na rozumieniu, wymaga więc już podobnego języka. Rządzą nami te same mechanizmy, ale przybierają różną postać, i wspólny język jest tu niezbędny do komunikowania swoich intencji, żeby lęk nie zakłócił i nie zniszczył tego porozumienia. Jest ono głębokie i silne, ale delikatne.

Porozumienie na poziomie intelektualnym bazuje nie tylko na podobnym języku, ale i podobnym sposobie widzenia rzeczywistości, na podobnych poglądach na świat i ludzi. Wystarczy popatrzeć jak odmienne poglądy polityczne potrafią zrobić wrogów z przyjaciół, jak odmienna kultura niszczy związki, jak nawet kibicowanie innym drużynom sportowym rujnuje przyjaźnie, żeby zrozumieć, że ten rodzaj porozumienia jest kruchy i wymaga od nas jeszcze większej tolerancji – dla różnic w funkcjonowaniu naszych umysłów. A dotyczy tylko umysłów.

Natomiast porozumienie na poziomie fizycznym dotyczy nieskończonej ilości cech. Wymaga od nas znacznie więcej wysiłku, bo fizyczność jest tym, co dzieli nas najbardziej – wszelkie cechy fizyczne, sprawność, wygląd, gesty, reakcje, aktywność, wiek, płeć… Jest tak wiele czynników mogących zakłócić porozumienie na poziomie fizycznym, że samoistnie ono po prostu nie może trwać długoterminowo. To, co odmienne, początkowo jest atrakcyjne, ale szybko staje się drażniące, i bez zasilania porozumieniem z innych poziomów bliskość łatwo się wypala.

Poczwórna łączność

Człowiek funkcjonuje w różnych obszarach: fizycznym, intelektualnym, emocjonalnym, duchowym. Każdy z tych obszarów dzielony z innymi ludźmi tworzy bliskość. Ale żeby tak się stało, trzeba mówić tym samym językiem: tym samym dosłownie, w zakresie mowy i gestów żeby się porozumieć na poziomie fizycznym; tym samym w zakresie sposobu myślenia i widzenia świata, żeby powstała więź intelektualna, podobną empatią, żeby móc się rozumieć na poziomie emocjonalnym, i wierzyć w to samo, żeby mieć łączność duchową.

Umysł a porozumienie

Każdy z nas ma inne życiowe doświadczenie, każdy został wychowany wśród innych przekonań, zasad, norm, więc każdy żyje trochę we własnym świecie, unikalnym jak linie papilarne. Dlatego tak trudno czasem jest się nam wzajemnie zrozumieć – to, co dla jednego jest standardem, dla drugiego dziwactwem, dla trzeciego zaburzeniem.

Kluczowe dla porozumienia między tymi naszymi indywidualnymi światami są dwie rzeczy – komunikacja i empatia. Im lepiej potrafimy wyrazić to, jak myślimy, tym lepiej druga osoba może nas zrozumieć, a używając empatii – może poczuć, jak to jest być nami, może wejść do naszego świata.
Ale to, na ile rozwijamy umiejętności komunikacji i empatii, również zależy od ustawień w naszym świecie – od naszych przekonań na ich temat. A nasze zaangażowanie w sam proces porozumienia zależy od przekonania o swojej roli w relacji z drugim człowiekiem („ja>inni”, „ja< inni”, „ja=inni”).

W kwestii technicznej trudno o zrozumienie między kimś, kto wierzy, że ludziom nie można mówić prawdy (bo się obrażą, bo to się nie opłaca, bo to niegrzeczne) a kimś, kto mówi bez ogródek wszystko co myśli. Trudno o porozumienie między kimś, kto w swoim schemacie zmiękcza i zdrabnia każde słowo, żeby brzmiało jak najżyczliwiej a kimś, kto używa wulgaryzmów, docinek i obelg jako formy przyjacielskiego slangu. Trudno o prawdziwy kontakt między kimś, kto angażuje wszystkie swoje siły w proces porozumienia a kimś, kto biernie czeka, aż zostanie zrozumiany, albo wręcz obronnie temu przeciwdziała.

W kwestii merytorycznej trudno o zrozumienie między kimś, kto tonął i odtąd panicznie boi się wody a kimś, kto uważa pływanie za swoją największą pasję. Trudno o porozumienie między kimś, kto uwielbia udawać kogoś innego a kimś, kto całe życie walczy, żeby być sobą. Trudno o prawdziwy kontakt między kimś, kto uważa, że o pewnych sprawach nie jest bezpiecznie mówić nawet najbliższym a kimś, kto ekshibicjonistyczne dzieli się każdym intymnym szczegółem ze wszystkimi.

Technicznie i merytorycznie trudno o porozumienie między światami naszych umysłów, tak bardzo są różne. Nasze doświadczenie pozostawia bardzo osobiste ślady emocjonalne, które nadają dodatkowy odcień naszym słowom, utrudniając komunikację i stawiają blokady naszej empatii, utrudniając porozumienie. Dopóki komunikujemy się na emocjach, kierowani swoimi schematami, nie potrafimy się zrozumieć, jak w wieży Babel.
Kiedy ustalamy wspólny język, pozaemocjonalny kod, jesteśmy jak Węgier i Hiszpan, którzy rozmawiają w esperanto. A kiedy zachodzi pełna komunikacja, uruchamia się pełna empatia, i dopiero wtedy jesteśmy w stanie połączyć dwa światy w jeden komfortowy dla obu stron.