Jedno skrajne podejście do miłości partnerskiej mówi, że można kochać tylko jedną osobę, i jest to tym większa miłość, im gorzej traktujemy pozostałych ludzi.
Drugie skrajne podejście do miłości partnerskiej mówi, że należy kochać wszystkich jednakowo i wszystkich jednakowo obdzielać intymnością.
Prawda jak zwykle leży pośrodku. Zacznijmy od tego, że stan zakochania kojarzy się z pozytywnymi odczuciami jak zauroczenie, zachwyt, wdzięczność, radość, ekscytacja, przyjemność, stąd wiele osób myśli o miłości jak o emocji. Emocje są jednak naszymi reakcjami psychofizycznymi, są silne i zmienne z natury; miłość nie jest chwilową emocją, jest uczuciem, sposobem myślenia, postawą – bardzo trudno byłoby więc kochać jedną wybraną osobę bez kochania siebie i innych ludzi generalnie. W tym znaczeniu „kocham” oznacza „chcę dobrze dla siebie i innych”. To baza dla wszystkich relacji międzyludzkich, w tym dla tych szczególnych, partnerskich.
Jednocześnie to nie znaczy, że wszyscy pełnią w naszym życiu tę samą rolę, nie wszystkich obdarzamy takim samym rodzajem bliskości i intymności; inaczej okazujemy swoją miłość rodzicom, inaczej dzieciom, inaczej krewnym i przyjaciołom, inaczej obcym.
Relacja partnerska tym różni się od innych naszych relacji, że jest w niej przestrzeń na tworzenie wszystkich rodzajów bliskości: fizycznej, intelektualnej, emocjonalnej i duchowej, co przekłada się na tworzenie pełnej intymności, fizycznej i psychicznej; na tworzenie jednego wspólnego świata z dwóch różnych.
Tworzenie w relacji partnerskiej wyłącznie intymności fizycznej lub wyłącznie psychicznej (tylko seks lub tylko przyjaźń) spowodowane jest zniekształconym obrazem siebie. Niskie poczucie własnej wartości w jednej ze sfer powoduje, że nie odważamy się w tym obszarze na bliskość, za to z podwójną mocą dążymy do tego tam, gdzie czujemy się pewnie, gdzie – jak sądzimy – będziemy w stanie kontrolować akceptację partnera. To trochę tak, jakbyśmy próbowali nauczyć się jeździć na jednym kole roweru z lęku, że drugie może być niesprawne; w ten sposób na pewno nauczymy się wyjątkowych tricków, które mało kto potrafi, na pewno bardzo się umęczymy, walcząc z grawitacją, i na pewno wcześniej czy później skończy się to bolesnym upadkiem. Inni będą nas podziwiać za kreatywność i wyjątkowe umiejętności, ale wewnątrz nie dane nam będzie zaznać spokoju, bo kiedy rządzi nami przymus (lęk), a nie wybór (miłość), to koszty zazwyczaj bywają większe niż zyski.
Można umieć tworzyć tylko jeden rodzaj bliskości, a można umieć tworzyć oba, ale nie umieć tego w jednej, tej samej relacji. Obdzielanie kogoś intymnością fizyczną, a kogoś innego intymnością psychiczną jest jak lokowanie oszczędności w dwóch różnych bankach – jest strategią obronną mającą na celu kontrolowanie ewentualnej straty. Takie zachowanie wynika z dziecięcej utraty zaufania do opiekunów, z utraty wiary w istnienie pełnej, głębokiej relacji międzyludzkiej („niech będzie mniejsza wypłata, ale pewna”).
Miłość używa intymności w relacji partnerskiej do budowania nowej całości z dwóch kompletnych części: na ile jesteśmy w pełnym kontakcie ze sobą, na tyle potrafimy tworzyć bliskość z drugim człowiekiem.
Ta całość znaczy więcej i może więcej niż każda część z osobna, ale to połączenie jest niezmiernie delikatne. Jedynym spoiwem pozwalającym na stworzenie całości z dwóch odrębnych części, kluczem otwierającym drzwi między dwoma światami jest wyłączność rodząca głębokie zaufanie. Brak wyłączności skutkuje brakiem zaufania, i vice versa – brak zaufania skutkuje brakiem wyłączności.
Większość z nas ma swoje dziecięce traumy i nabyte blokady potencjału, swoje lęki i wrażliwsze, bardziej podatne na zranienia obszary, więc siłą rzeczy niewielu parom udaje się stworzyć pełną bliskość na wszystkich czterech obszarach – fizycznym, intelektualnym, emocjonalnym i duchowym. Co jednak nie znaczy, że przestajemy za taką wyjątkową relacją tęsknić. Często jednak nie potrafiąc zdobyć tej góry, próbujemy ją obejść. Ci, którzy dbają o społeczną akceptację, mają partnera/partnerkę i przyjaciela/przyjaciółkę; ci, którzy nie dbają, tworzą związki otwarte lub po prostu próbują tworzyć intymność (czy to fizyczną czy psychiczną) bez żadnej stałości, z przypadkowymi osobami. Lęk podpowiada im, że tak jest łatwiej i bezpieczniej (nie potrzeba zaangażowania, wysiłku, wyłączności ani zaufania), ale brak wewnętrznej satysfakcji odpowiada, że bliskość i intymność to owoce miłości-postawy; wyhodowane z samej emocji zauroczenia są jak ona: silne, krótkie i zmienne, niesycące.
