Siła dziecięcych emocji

Każdy silny lęk powoduje potrzebę kontroli, a tym samym tworzy kompulsywne, nadmiarowe reakcje. Nadmiarowa reakcja na jakąś sytuację wskazuje na istnienie (najczęściej dziecięcego) lęku, który stłumiony, z ukrycia steruje naszym życiem, „podpina się” pod bieżące emocje, podkręcając je swoją siłą.

Każdy człowiek we wczesnym dzieciństwie przeżywa jakiś rodzaj traumy – silnego lęku związanego z odrzuceniem lub stratą. Może to być zdarzenie jednorazowe (jak śmierć członka rodziny, odejście rodzica z domu) lub stale się powtarzające (jak odrzucająca postawa rodzica lub rówieśników), powodujące poczucie braku bezpieczeństwa, utraty bliskości. Wobec takiego doświadczenia umysł dziecka próbuje wytworzyć jakiś rodzaj kontroli tej znikającej miłości czy akceptacji, żeby poradzić sobie z zagrożeniem. Zazwyczaj staje się nim zachowanie, które działa w tym momencie na dorosłych, przynosi ich uznanie lub aprobatę, przynosi ulgę. I pozostaje ono narzędziem kontroli akceptacji innych – złudnym jak lina, której się trzymamy, chociaż nie jest do niczego przywiązana, ale dającym ukojenie dla lęku jak szmaciana przytulanka.

Powtarzamy to zachowanie nawykowo, staje się częścią nas samych, najczęściej nie zdajemy sobie nawet sprawy, że to reakcja posttraumatyczna. Zwykle to inni ludzie zwracają nam na to uwagę, ze względu na nadmiarowość naszego zachowania w stosunku do sytuacji. Ktoś, kto przypadkiem zrzucił z hukiem ciężki przedmiot wystraszy się, ale zaraz potem może się roześmiać, obracając zdarzenie w żart. Ktoś, kto przeżył bombardowanie, w takiej samej sytuacji może zareagować głębokim przerażeniem, i długo nie móc dojść do siebie, bo odżyje wielokrotne skojarzenie huku z realnym zagrożeniem życia.

Dla małego dziecka zagrożenie utraty miłości jest odczuwane jak zagrożenie utraty życia. Ilekroć doświadczamy sytuacji skojarzonej z dawną traumą, tylekroć silnie odżywają wszystkie stłumione wcześniej emocje, powodując nadmiarową reakcję. Raz uruchomiony mechanizm nie przestaje działać bez świadomego jego „rozbrojenia”, dlatego dorośli reagujący z siłą dziecięcych emocji są zjawiskiem powszechnym.

Reakcje emocjonalne

Dzieci powtarzają lub odwracają schemat reagowania emocjonalnego znany z domu. Kiedy negatywne emocje rodziców krzywdzą dziecko, ono albo powtarza ten sposób, odreagowując na innych swoje frustracje, albo odwrotnie – uczy się tłumić i maksymalnie kontrolować własne emocje, wierząc, że jeśli ono będzie w porządku, inni też się „naprawią”. 

Nadmiarowe i rozhamowane wyrażanie emocji nie oznacza, że ktoś czuje silniej niż inni, podobnie jak niewyrażanie emocji nie oznacza, że się ich nie odczuwa; jedno i drugie jest wyuczoną reakcją na ten sam bodziec. 

Zarówno nadmiarowe wyrażanie swoich emocji, jak i niewyrażanie ich prowokują tę samą (lub uzupełniającą schemat) reakcję z drugiej strony relacji, czyli w obu przypadkach pozostaje problem z negatywnymi emocjami, które krzywdzą – albo niekontrolowanie wylewają się na zewnątrz raniąc innych, albo nagromadzone wybuchają wewnątrz. 

Dopiero świadomość własnych emocji i umiejętność komunikowania ich w zdrowy sposób powoduje, że schemat zostaje złamany – reakcje stają się adekwatne, czyli różnorodne, w zależności od sytuacji i rodzaju relacji z drugim człowiekiem.

Głos „ja”

Zobaczenie, w jakim schemacie się funkcjonuje, wcale nie jest łatwe, szczególnie bez drugiej perspektywy z zewnątrz. Po pierwsze dlatego, że schematy umysłu są jak geny – nigdy nie dziedziczy się identycznej kopii, zawsze są to dane wymieszane od obojga rodziców lub od wszystkich osób opiekujących się stale i bezpośrednio dzieckiem. Po drugie dlatego, że ten sam schemat (sposób myślenia) może tworzyć zupełnie różne zachowanie, a różne schematy mogą przejawiać się w podobnym zachowaniu. 

Umysł dziecka z całego swojego wczesnego chaotycznego doświadczenia wyodrębnia pewne zasady, które generalizuje, pewien styl, wzorzec – tak powstaje nasz wewnętrzny „głos”, ten narrator w naszej głowie, który do nas mówi – raczej którym my sami mówimy do siebie. Jest to kontynuacja głosu rodziców i ważnych dla nas w dzieciństwie osób – głos na tyle wymieszany, że nie można go przypisać jednej osobie, i na tyle charakterystyczny dla naszego dzieciństwa, że bezbłędnie rozpoznawalny. Kiedy jest pobłażający i przekupujący, sprawia, że traktujemy siebie jak ofiarę innych ludzi i sytuacji. Kiedy jest surowy i wymagający, powoduje, że sami sobie wysoko stawiamy poprzeczkę. Kiedy jest silnie krytykujący, wszystko (i wszystkich) poddajemy w wątpliwość. Kiedy jest manipulujący, umiemy wszystko (i wszystkich) usprawiedliwić (lub skazać).

Tam, gdzie zachowanie opiekunów nas dotknęło w szczególny sposób, staramy się przekształcić ten głos w jego przeciwieństwo: kłamstwo w prawdę, emocjonalną labilność w stabilność, uzależnienie od czegoś w wolność od tego, zasadniczość w rozumienie, brak zainteresowania w opiekuńczość. Jedynym jednak skutkiem jest to, że w innym miejscu automatycznie wzmacniamy stary wzorzec, jakby dla równowagi, dlatego takie działania najczęściej nie przynoszą trwałego i satysfakcjonującego efektu. Wydaje nam się, że zmieniliśmy tak wiele w stosunku do wzorca ze swojego rodzinnego domu, a znajdujemy się dokładnie tam, skąd chcieliśmy uciec. Zmiany, które nie są zmianami u źródła, powodują jedynie zmianę drogi, objazd, ale nie zmieniają celu – nadal tworzymy to, czego chcieliśmy uniknąć.

Osoba tkwiąca w schemacie może traktować siebie i innych tak jak była traktowana przez rodziców, albo może traktować tak siebie, a innych przeciwnie czy na odwrót – ale jej zachowanie jest jednakowo sztywne, przewidywalne, zasadnicze, według konkretnych wewnętrznych procedur, które nie wynikają z jej autentycznych potrzeb, tylko z przyjętego z zewnątrz założenia. Rodzicielskie filtry nie tylko wpływają na zachowanie, ale i na samopoczucie – ponieważ stanowią przeszkodę w kontakcie z samym sobą, często powodują poczucie wyizolowania, samotności, depresyjnego przygnębienia „bez powodu”; skutecznie przeszkadzają w czerpaniu naturalnej spontanicznej radości z życia.

Osoba, która uwolniła się od swojego schematu, od swojego rodzicielskiego głosu, traktuje siebie i innych jednakowo i elastycznie – w zależności od uczuć i potrzeb obu stron w danej sytuacji. Będąc w kontakcie ze swoimi prawdziwymi potrzebami i uczuciami, reaguje zgodnie z nimi i tym samym zapobiega swojemu złemu samopoczuciu.

Umysł a świadomość

Każdy z nas chce czuć się dobrze i stara się wybierać w życiu to, co sprawi, że będzie się tak czuł. To, że rzadko nam się to udaje, niekoniecznie wynika z niekorzystnych okoliczności albo winy innych ludzi. Zazwyczaj dzieje się tak, bo nieświadomie pozwalamy skojarzeniom naszego umysłu wybierać za nas. Zadaniem umysłu jest powodować za pomocą emocji, żeby pociągało nas to, co dla nas dobre, a odstraszało to, co niebezpieczne, dlatego od początku umysł na podstawie naszego doświadczenia tworzy skojarzenia na prostej zasadzie: źródło naszego bólu i przykrości zostaje oznaczone etykietą „unikać”, źródła naszych przyjemności dostają nalepkę „podążać za”. Co niekoniecznie odpowiada prawdzie, bo unikając bolesnej operacji narażamy się na śmierć, podobnie jak podążając za chwilową przyjemnością z używek.

Dlatego do zarządzania narzędziem jakim jest nasz umysł potrzebna jest świadomość – coś, co decyduje, które z zapisanych skojarzeń rzeczywiście nam służy, a które zapisy są przypadkowe i konieczne do skorygowania.

Umysł pracuje na pojedynczych reakcjach, na tym, co czujemy w danej chwili w odpowiedzi na konkretny bodziec. Świadomość bazuje na tym, jak się czujemy generalnie, uwzględnia także konsekwencje przyjemności i przykrości, i na tej całościowej podstawie określa to, co dla nas dobre.

Ten, kto ślepo goni za źródłami przyjemności zapisanymi przez swój umysł, nie znajdzie szczęścia, raczej wpadnie w uzależnienie od przyjemności, co trudno nazwać dobrostanem. Ten, kto przejmie kontrolę nad swoim umysłem, wybierając nie zdarzenie na podstawie skojarzenia, ale stan, w jakim będzie po tym zdarzeniu, świadomie kieruje się w stronę czucia się dobrze i coraz lepiej. Czasami oznacza to rezygnację z przyjemności, która przyniosłaby szkodliwe skutki, czasami oznacza to zgodę na dyskomfort, który przyniesie polepszenie stanu. Zawsze oznacza to globalnie lepsze samopoczucie, satysfakcję z własnych wyborów, wzrost poczucia własnej wartości.

Podziały

Reakcja w konkretnej sytuacji jest odbiciem mechanizmu, który rządzi naszym umysłem. Automatyzmy z kolei odzwierciedlają przekonania, które kształtują nasze życie. 

Im mniej wierzymy w miłość, tym wyraźniej widzimy podziały. Traktujemy ludzi jak lepszych i gorszych, w sobie widzimy lepszą i gorszą stronę, i nawet w swojej lepszej czy gorszej stronie widzimy lepszą i gorszą jej część…

Automatyczne zapisy

Nasze zachowanie pochodzi ze sposobu myślenia o sobie, którego najczęściej nie jesteśmy świadomi, bo przyjęliśmy go automatycznie. Przyglądając się swoim reakcjom w różnych sytuacjach możemy odkrywać, jakie przeświadczenie za nimi stoi. I możemy to założenie o sobie zmieniać, działając wbrew niemu, dając sobie inne doświadczenie – udowadniając samym sobie, że jesteśmy kimś innym niż to, co automatycznie zapisało się w umyśle.

Lustra

Poszerzanie naszej świadomości siebie następuje cały czas, mimowolnie, w odpowiedzi na to, z czym się spotykamy. Im bardziej stałe jest nasze środowisko, tym wolniej. Im bardziej świadomie zastanawiamy się nad sobą i swoimi reakcjami, tym szybciej.

Czasami jednak napotykamy na blokady – kiedy jakaś emocja, założenie czy przekonanie nie pozwalają nam zmienić perspektywy i zobaczyć rzeczy takimi jakie są. Wtedy potrzebujemy „lustra” – kogoś, kto w tym obszarze nie ma blokad i może pomóc nam dopełnić obraz ze swojej perspektywy.

„Lustrami” mogą być różne osoby w różnych momentach i różnych sprawach. Ale czasem zdarza się, że spotykają się ludzie ukształtowani tak odmiennie, że są odpowiedzią na wszystkie pytania dla siebie nawzajem. Jeśli obie strony są zainteresowane rozwojem swojej świadomości, powstaje unikalne i bezcenne partnerstwo duchowe, a rozwój świadomości u obu stron jest wtedy stały i niezwykle szybki.

Różnica

Pójście za swoimi emocjami a szanowanie swoich uczuć to dwie różne sprawy. 

To pierwsze sprawia, że przestajemy widzieć to co jest i reagujemy nadmiarowo, podejmując niekorzystne decyzje. 

To drugie oznacza, że nie działamy na emocjach, ale szanujemy informację, którą te emocje przyniosły ze sobą, i uwzględniając te dodatkowe dane podejmujemy decyzje, które nam służą.

Decyzje

Każda decyzja, którą podejmujemy, wpływa na innych ludzi, powoduje reakcje. Jeśli nasza decyzja oznacza pójście za głosem miłości, za głosem prawdziwego ja, to będzie służyć nam samym i innym, i wróci w postaci jakiegoś dobra. Jeśli nasza decyzja wynika z lęku tworzonego przez ego, nie posłuży ani nam samym, ani innym i wróci w postaci kolejnego problemu, kolejnej życiowej lekcji do przerobienia. 

Reagowanie na emocje


Emocje informują nas o tym, jakie skojarzenia mamy zapisane w naszym umyśle, nie o tym, kim jesteśmy. Jeżeli utożsamiamy się z naszymi emocjami, to działamy pod ich wpływem jak pod wpływem alkoholu, pozwalamy im decydować, kim jesteśmy, i stajemy się nieprzewidywalni nawet dla samych siebie. 
A przecież jesteśmy czymś więcej niż zbiorem przypadkowych skojarzeń tworzących emocje w umyśle – jesteśmy świadomością ponad nimi. 
Jeżeli używamy świadomości do obserwowania, czytania swoich emocji, możemy nie pozwolić im decydować za siebie; możemy je zrozumieć i dzięki tej informacji wybrać zachowanie, które nam posłuży, które będzie zgodne z tym, kim chcemy być.
Traktowanie emocji jak doradców powoduje, że tracimy swoją tożsamość. Traktowanie emocji jak informatorów sprawia, że budujemy swoją tożsamość.

Są trzy sposoby reagowania na emocje, które się w nas pojawiają. Pierwszy to zignorowanie, stłumienie ich. Efektem będzie kumulowanie napięcia, które gdzieś w końcu eksploduje, raniąc odłamkami przypadkowych ludzi. Drugi to natychmiastowe ich wypuszczenie z siebie w takiej postaci, w jakiej się pojawiają. Efekt podobny, zalewamy nimi z impetem kogoś, kto jest z sytuacją powiązany, lecz w sposób tak nadmiarowy, że nie tylko tworzymy konflikt, ale po chwili samym nam wstyd, że daliśmy się tak ponieść. Trzeci i jedyny konstruktywny sposób obchodzenia się ze swoimi emocjami to nazwanie ich i próba zrozumienia skąd się wzięły, a dopiero potem reagowanie w świadomie wybrany sposób. 
Dwóch pierwszych sposobów uczymy się automatycznie w odpowiedzi na postawę naszych rodziców (wymagającą lub przyzwalającą), a ich wadą jest to, że wcześniej czy później przynoszą ze sobą spięcia z innymi i kolejne negatywne emocje. 
Trzeciego sposobu musimy nauczyć się sami, co wymaga treningu, ale też sprawia, że mamy lepsze relacje z innymi i lepsze zdanie o sobie, czyli generalnie lepsze samopoczucie – a czy nie o to w życiu chodzi?