Sądząc po ocenach, dla większości to nieudany dreszczowiec. Dla mnie to przepiękna metaforycznie opowieść o tym, jak mechanizmy obronne zabierają nam z życia to, co w nim najlepsze i doprowadzają nas do ściany, do walki o przeżycie; jak to, co dostaliśmy od opiekunów i to, co w sobie wykształciliśmy nie dostając tego, czego potrzebowaliśmy, prowadzi nas w tej wędrówce wgłąb siebie; jak umieramy wielokrotnie i wciąż wstajemy, żeby iść dalej; jak stare traumy rodzą nowe; jak te same uczucia spajają zupełnie różne obrazki; jak obejmując zrozumieniem siebie i innych i uwalniamy się od przeszłości i rodzimy się na nowo, dając życie nowemu.
Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak można przetłumaczyć czucie na obraz. Kwestia przeżycia fizycznego to tylko pretekst do pokazania jak walczymy o przetrwanie emocjonalne. Każda scena ma tu symboliczne znaczenie, każde wspomnienie łączy pozornie odrębne wątki, nawet logika umysłu oddana jest niesamowicie realnie. Dlatego każdy zobaczy w tym serialu tyle, ile potrafi. Ci, którzy unikają kontaktu ze sobą, po prostu się znudzą rozbudowaną warstwą metaforyczną. Ci, którzy odbyli wewnętrzną podróż w swoją przeszłość, żeby tworzyć inną przyszłość, połączą kropki i zobaczą to, niewidoczne dla innych. Czy może raczej poczują 🙂
Kiedy człowiek zabija kogoś dla jedzenia, nie mówi się, że kocha jedzenie, tylko że zrobil to, żeby przeżyć. Ale kiedy człowiek zabija kogoś dla innej osoby, mówi się, że to z miłości…
Kolumbijski serial, trzymający w napięciu thriller, choć trochę trąci telenowelą. Polecam, bo prowokuje ważne pytania i nie odpowiada na nie jednoznacznie, pokazując różne perspektywy – trzeba sięgnąć do własnego systemu wartości, żeby sobie na nie odpowiedzieć, a to uważam za sporą wartość. Zakres jest spory, bo dotyczy i relacji, i polityki, i metafizyki. Miłości, obsesji, uzależnienia, lojalności, emocji, pasji, rodziny, sumienia, zemsty, pieniędzy, interesów, władzy, medycyny…
Teoretycznie jest to serial sf, ale tak naprawdę nie do końca… (odrobinkę spoileruję 🙂)
Tytułowe rozdzielenie mówi o odseparowaniu funkcjonowania danej osoby w pracy i poza nią, utworzeniu niejako dwóch osób, które nic o sobie nie wiedzą, żyją dwoma różnymi życiami, nie przenosząc problemów jednej sfery do drugiej. Niby pomysł szalony, ale pracując z ludźmi codziennie widzę, jak nasze umysły robią sobie automatyczne podziały, czyniąc z nas niemal osobowości wielorakie: dla jednych jesteśmy tacy, dla drugich inni, do pracy zakładamy garnitur czy białą bluzkę oraz obowiązkowo maskę (i nie mam tu na myśli maseczki 😉), w domu chodzimy w dresie i pozwalamy sobie wylewać na najbliższe nam osoby wszystko bez ograniczeń… W zasadzie większość z nas w obecnej rzeczywistości zachowuje się, jakby miała wszczepiony chip zapobiegający stykowi osobowości z pracy z osobowością rodzinną…
Podobnie samo miejsce pracy – niby futurystyczne, a wymagania bezsensowne – ale czy naprawdę w hierarchicznych instytucjach typu korporacja czy kościół wygląda to aż tak bardzo inaczej…? Bo ja mam wrażenie, że w tym serialu zmieniono tylko dekoracje i że opowiada on o tym, co jest…
Z terapeutycznej ciekawości (co się stanie, kiedy owe rozdzielone części zaczną się ze sobą stykać) nie mogę się doczekać sezonu drugiego 😁
Jest to sześcioodcinkowy serial dokumentalny o Osho. Dokumentalny w pełnym tego słowa znaczeniu, ponieważ nie ma tam żadnego narratora, są tylko materiały archiwalne i aktualne wywiady z uczestnikami tamtych zdarzeń. Nie ukrywam, że ogląda się to trudno – jakość nagrań z lat osiemdziesiątych pozostawia wiele do życzenia, a sam temat sprawy nie ułatwia.
Dla kogoś, kto nie czytał książek Osho, to tylko opowieść o sekcie i jej guru. Dla tego, kto (jak ja) kilka przeczytał, to spore wyzwanie. Bo czytanie książek napisanych przez Osho jest jak podróż w kosmos, a oglądanie filmu o jego życiu i działalności jest jak wycieczka do slumsów. Aż chce się zapytać – jak to wszystko zmieściło się w jednym człowieku?!
Kiedy człowiek zna Prawdę, ale przyznaje, że nie potrafi jej wcielić w swoje życie, jest autentyczny. Nie stanowi przykładu, ale stanowi inspirację dla innych. Jak ktoś, kto wie, że można zdobyć niezwykły górski szczyt, ale sam nie potrafi i otwarcie się do tego przyznaje. Zaraża wtedy swoim marzeniem innych, staje się motywacją, wyzwaniem.
Kiedy człowiek zna Prawdę i ją stosuje w swoim życiu, staje się wzorem, ścieżką, przykładem, że coś jest możliwe. Jest jak przewodnik, który pokazuje, którędy można bezpiecznie i efektywnie wejść na szczyt. Pomaga innym.
Kiedy człowiek zna Prawdę, ale jej nie stosuje, jednocześnie twierdząc, że to robi, jest hipokrytą. Wprowadza innych w błąd, sprowadza ich na manowce. Twierdząc, że prowadzi ich na szczyt, prowadzi ich w przeciwnym kierunku. Tak właśnie funkcjonował Osho: głosił równość, a stosował hierarchię; głosił wolność, ale uzależniał ludzi od siebie; głosił pokój, ale stosował przemoc jako środek do celu. Głosił duchową niezależność każdej osoby, ale stworzył bezrefleksyjny tłum, którym kierował według własnej woli, nie tylko za pomocą słów, ale i substancji psychoaktywnych.
Osho znał Prawdę, która prowadzi do szczęścia. Ale przyjął ten duchowy dar tylko intelektualnie. Jego emocjonalność i fizyczność pozostały dla tego daru zablokowane. Dlatego jego książki sprzedają się nadal, ale on sam poważnie chorował i zmarł w wieku zaledwie 59 lat, a wszystkich, których dotknął, zaraził emocjonalną traumą, z której niektórzy wyzwalali się przez lata, inni trwają w niej nadal.
Jedni widzieli w nim tę część, która została dotknięta Oświeceniem i tak ich to oślepiło, że nie widzieli tej drugiej, stał się dla nich bezwzględnym autorytetem, guru. Inni zobaczyli tę drugą i już nie byli w stanie zobaczyć tej pierwszej – dla nich był zwyczajnym oszustem, niebezpiecznym, przemocowym liderem zahipnotyzowanego tłumu.
Tak naprawdę był jednym i drugim – człowiekiem, który rozumiał Prawdę, ale nie miał dość siły, żeby za nią podążyć; wybrał głos ego, który jak każdy pasożyt najpierw nakarmił siebie, a potem zabił swojego nosiciela.
„Truman Show” opowiada o człowieku, który zorientował się, że bierze udział w grze, i z tej gry zrezygnował, odzyskując wolność.
W serialu „Kim jest Anna?” w udawanie grają wszyscy, ale nawet kiedy sobie to uświadamiają, zamiast wolności wybierają korzyści wynikające z podporządkowanie się zasadom gry.
To nie system czy okoliczności decydują o naszych wyborach, ale to, w jakim stopniu utożsamiamy się ze swoim ego i jego kuszącymi obrazkami, scenariuszami i etykietkami, a w jakim stopniu ze swoim prawdziwym ja i jego naturalnym dążeniem do niezależności, radości, samorealizacji. Czasem własne iluzje są nam bliższe niż rzeczywistość do tego stopnia, że w obronie swojej bajki jesteśmy w stanie pójść do więzienia – dosłownie lub metaforycznie.
Kiedy ktoś nas wyróżnia, traktuje inaczej, lepiej niż innych, niekoniecznie musi to znaczyć, że dostrzegł naszą wyjątkowość. Może to też znaczyć, że nas w danym momencie potrzebuje do swoich celów i dlatego dba o tę relację bardziej niż o inne.
Dlatego warto obserwować, jak koś traktuje innych ludzi. Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że wcześniej czy później zostaniemy potraktowani w taki sam sposób. Bo nie zależy to tylko od tego, kim jesteśmy, ale i od tego, kim jest ta druga osoba, jak myśli o ludziach w ogóle – czy inni są dla niej partnerami czy pionkami we własnej grze.
Ci, którzy lubią nieprzewidywalną fabułę, będą usatysfakcjonowani. Dla tych, którzy lubią patrzeć głębiej i zrozumieją przesłanie, to rewelacyjny wyzwalacz do refleksji i dyskusji. Często wierzymy, że jesteśmy tacy czy inni, że są wartości, dla których jesteśmy w stanie się (coś, kogoś) poświęcić. A jak jest naprawdę? Nie dowiemy się, jaka jest hierarchia naszych wartości, dopóki nie zostaniemy postawieni w sytuacji realnego wyboru między nimi. Każdy z bohaterów tego miniserialu opartego luźno na opowiadaniu Jacka Londona staje w obliczu takiego testu.