Autodefiniowanie

Prawdą jest, że trzeba uznać ograniczenia rzeczywistości, bo nie zmieni ona swoich praw tylko dlatego, że nam się nie podobają – ale nie po to, żeby się do niej dostosować rezygnując z siebie, tylko po to, żeby określić własną tożsamość wobec niej. Im trudniejsza jest ta rzeczywistość, tym bardziej wymusza na nas zdefiniowanie siebie, swoich wartości, tego, w co wierzymy, kim jesteśmy, jak chcemy żyć.

Prawdą jest, że trzeba zaakceptować innych ludzi takimi jacy są, bo nie zmienią się dla naszego widzimisię – ale nie po to, żeby się do nich dostosować rezygnując z siebie, tylko po to, żeby w zderzeniu z nimi rozpoznać własne potrzeby i zdefiniować własne marzenia. Im większym wyzwaniem stają się dla nas inni ludzie, tym silniej odzywa się w nas niezgoda na bycie kimś mniej niż jesteśmy.

Zaprogramowanie

Rodzimy się bez przekonania, jacy jesteśmy. Pierwsze określenia, jakie słyszymy o sobie, bierzemy za fakt. Wierzymy w nie, więc zachowujemy się zgodnie z nimi. Reakcje innych na nasze zachowanie potwierdzają, że jest tak, jak myślimy, więc nie ma powodu, żeby w to wątpić ani to podważać, tym bardziej z tym walczyć. I możemy nigdy – przez całe życie – nie dowiedzieć się, kim moglibyśmy być bez tych barier utworzonych przez pierwsze, najczęściej przypadkowe założenia… 

Każdy z nas może być tym, kim ktoś go nieświadomie zaprogramował – albo tym, kim wybiera być wbrew swojemu wcześniejszemu doświadczeniu.

„Miłość krzywdzi”

Rozpatrywanie pojedynczych przekonań jest trochę jak badanie pojedynczego genu – nie można stwierdzić dokładnie jak i na co wpływa, bo wiele innych współdecyduje o zmianie kierunku czy o konkretnych szczegółach. Ale gdyby zrobić taki model teoretyczny, to wyglądałoby to mniej więcej tak…

Relacja z rodzicami, w której dziecko doznaje zaniedbania i przemocy fizycznej lub emocjonalnej powoduje ukształtowanie się w jego umyśle generalnego przekonania „miłość krzywdzi”. To znaczy, że świat krzywdzi i inni ludzie krzywdzą. Zatem pierwszą regułą w relacjach z innymi staje się „Nie należy ufać ludziom”. Zwrotnie oznacza to, że nie należy prosić o pomoc i przyjmować wsparcia, bo może być „zatrute”. To prowadzi prostą drogą do krzywdzenia siebie. Najpierw do ograniczania siebie do tego, co jesteśmy sobie w stanie dać sami. Potem ignorowanie swoich potrzeb i umniejszanie uczuć powoduje zabieranie sobie szans, przyjemności, unikanie wyzwań rozwojowych, zamykanie się w coraz ciaśniejszej klatce. W obszarze emocjonalnym oznacza to unikanie bliskości, samotność, lęk, smutek, brak nadziei – aż do depresji. W obszarze fizycznym oznacza to zaniedbanie swoich fizycznych potrzeb – złą dietę, wyniszczający styl życia, używki. Odbiciem tego są choroby autoimmunologiczne, w których organizm atakuje i wyniszcza sam siebie – zgodnie z przekonaniem swojego właściciela…

Nie ma identycznych zależności u każdego człowieka, bo każdy z nas ma unikalne, niepowtarzalne doświadczenie, a więc tak niepowtarzalną mapę przekonań jak niepowtarzalny jest układ genów. Ale mamy te same mechanizmy, które wyraźnie pokazują, że nic w naszym życiu nie bierze się „z powietrza”. Wszystko – podejście do życia, relacje z innymi, stosunek do siebie, zdrowie fizyczne i psychiczne – ma swoje źródło w przekonaniach zapisanych w naszych umysłach. Stając się ich świadomi możemy je zmieniać, a tym samym zmienić całe swoje życie.

Ograniczenia

Jeśli rodzice ograniczają dziecko stale przez dłuższy czas, dziecko uczy się ograniczać samo siebie. Z jednej strony łatwo się przystosowuje i nie ma problemu z pełnieniem ról społecznych, z drugiej – zawsze jest w jakiejś celi. Nie potrafi sięgać po coś dla siebie, potrafi sobie odbierać.

Dzieci Teraz i Dzieci Jutro

Są Dzieci Teraz i Dzieci Jutro. 

Te pierwsze dostają wszystko czego chcą natychmiast, dlatego nie uczą się czekać, nie zwracają uwagi na potrzeby innych. Są niecierpliwe i roszczeniowe, nie można na nich polegać i często pakują się w kłopoty przez konsekwencje swoich nieprzemyślanych decyzji. Za to potrafią w pełni żyć chwilą, spontanicznie cieszyć się tym co jest bez kontekstu – jakby reszta świata nie istniała.

Dzieci Jutro są uczone, że na wszystko trzeba zapracować, że nie liczy się to co jest, tylko to co będzie kiedyś. Są cierpliwe, pracowite i bardzo rozsądne. Tylko nie mają nic z życia, bo są tak zajęte myśleniem o tym, co będzie kiedyś, zarabianiem na lepsze jutro, ważeniem każdej swojej decyzji w każdym potencjalnym kontekście, że nic nie sprawia im przyjemności.

Oryginał czy kopia

„Kiedy dobra materialne i atrakcyjność zewnętrzna stają się naszym priorytetem i kiedy pozwalamy innym ludziom decydować o tym, ile jesteśmy warci, ryzykujemy, że nasz prawdziwy potencjał pójdzie na marne.” – Nick Vujicic 

Każdy z nas przynosi na świat ze sobą coś wyjątkowego – unikalny zestaw predyspozycji, unikalny sposób patrzenia na życie. Realizowanie siebie, słuchanie siebie, bycie sobą powoduje, że te niepowtarzalne zasoby wzbogacają i ich posiadacza, i wszystkich, którzy się z nim stykają. 

Kopiowanie innych, rezygnowanie z siebie, upodabnianie się do tych, którzy zdobyli społeczną akceptację powoduje, że potencjał się nie ujawnia i zostaje zmarnowany.

Samoakceptacja

Kiedy coś dostajemy, uzależniamy się od dostawcy, kiedy coś wytwarzamy, czujemy się wolni i usatysfakcjonowani. Zadaniem rodziców nie jest nie dawanie dzieciom wszystkiego, czego zapragną, bo świat im tego nie przyniesie na tacy, kiedy będą dorośli; zadaniem rodziców nie jest skupianie się na sobie i udowadnianie sobie, jak dobrym się jest rodzicem. Zadaniem rodziców jest danie dziecku tego, co sprawi, że będzie umiało żyć w zgodzie ze sobą i innymi, bo wtedy samo stworzy sobie to, co je uszczęśliwi, niezależnie od okoliczności.

Żeby odzyskać dostęp do całości swojego potencjału, trzeba odpuścić ograniczające nas przekonania o sobie. Chodzi nie tylko o te negatywne opinie o sobie, które przyjęliśmy za własne – że czegoś nie potrafimy, że w czymś jesteśmy nieudolni; chodzi również o te określenia, z których jesteśmy dumni – że posiadamy wyjątkowe cechy czy umiejętności, że ZAWSZE w czymś można na nas liczyć, że NIGDY nie zawiedziemy w jakimś obszarze. Oba rodzaje przekonań nas hamują – te negatywne wprost, bo nie dają nam prawa do zaistnienia; te pozytywne pośrednio, bo dają nam to prawo warunkowo, są warunkową akceptacją samego siebie na wzór otoczenia.

Warto dotrzeć do tego, na czym opieramy swoją samoakceptację, bo jest to bardzo kruchy fundament – jeśli zależymy od czegoś, to coś zyskuje nad nami władzę i kieruje nas czasami w zupełnie odwrotnym kierunku. 

I może się okazać, że sprawność fizyczna, która miała nam dać frajdę i wolność spowoduje, że wyeksploatujemy organizm i będziemy musieli się pogodzić z ograniczonym trybem życia; że umiejętność organizacji czasu zamiast zaoszczędzać nam czas dołoży tylko wciąż nowych obowiązków; że bycie szczerym bez granic zamiast przyjaciół przysporzy nam wrogów; że umiejętność wygrywania w grze spowoduje przegranie życia.

Granice ja

Przez pół życia koncentrujemy się na tym, żeby stać się KIMŚ. Zdefiniować się, odkryć swoją tożsamość, znaleźć swoją szufladkę, przez porównywanie się z innymi ustalić, jacy jesteśmy, od „ja zawsze” do „ja nigdy”. 

A kiedy już to wiemy i przetestowaliśmy to tak dobrze, że możemy siebie rozrysować na wykresie, zaczyna się proces odwrotny – odkrywanie, że możemy być WSZYSTKIM. Że granice, które uznaliśmy za własne są umowne, bo zależą od sposobu myślenia, który stale ulega ewolucji. Im bardziej świadomie tę ewolucję wspieramy, tym szersze otwierają się przed nami możliwości.

Moc przekonań

Nasze reakcje w konkretnej sytuacji odzwierciedlają przekonania, które kształtują całe nasze życie – nasz sposób myślenia. W każdych nowych, nieznanych okolicznościach najpierw pojawia się automatyzm, generalne przekonanie, które rządzi nami na co dzień, chociaż tego nie widzimy, bo tak do niego przywykliśmy.

Obecna sytuacja pandemii jest nowa dla wszystkich, ale dla każdego znaczy co innego. Jedni nie mogą chodzić do pracy i muszą się zmierzyć z lękiem, jak przeżyć kolejne miesiące. Inni chodzą do pracy i muszą zmierzyć się z lękiem o swoje zdrowie. Jedni tłoczą się z małymi dziećmi na małej powierzchni bez możliwości wyjścia z domu, inni zostają sami w czterech ścianach, nie mając do kogo otworzyć ust. Wszyscy żyjący aktywnie muszą pogodzić się z brakiem możliwości swobodnego uprawiania sportów i podróżowania. Trudno o osobę, która nie musiała zmienić zupełnie niczego w swoich nawykach, w codziennej rzeczywistości ukształtowanej pod siebie. Ale rzecz nie w tym, ile się w naszym życiu zmieniło, tylko w tym, co w związku z tym czujemy. Wbrew pozorom te uczucia nie dotyczą sytuacji i innych ludzi wokół nas, a pochodzą z naszego poczucia własnej wartości, z obrazu siebie. 
Generalnie im bardziej akceptujemy i słuchamy siebie, dobrze się czujemy ze sobą, tym mniejszy wpływ na nasze samopoczucie mają wszelkie okoliczności – elastycznie korzystamy z takiego obszaru siebie, który się sprawdza w danej sytuacji. Im mniej lubimy siebie, tym więcej jest warunków, które muszą być spełnione na zewnątrz, żebyśmy mogli poczuć się dobrze. 

To od strony ilościowej. A jakościowo można pokusić się o charakterystykę ludzkich postaw w oparciu o przekonania o swoim miejscu w świecie, wśród innych.
Osoby, które wskutek specyficznego wychowania uwierzyły, że są ważniejsze niż inni, reagują przede wszystkim buntem, szukając sposobów jak obejść zakazy, złamać je i nie zostać złapanym, zarobić na sytuacji kosztem innych – udowodnić, że jest się ponad tym co jest, że zmiany ich nie dotyczą. Ci, którzy nie mają odwagi działać, używają słów – krytykują i narzekają. Widzą swoje potrzeby jako większe niż innych, a ich utworzony w dzieciństwie mechanizm mówi: „Atakuj albo wykorzystaj, od tego zależy twoje życie.”
Osoby, którymi kieruje przekonanie, że są mniej ważne od innych, reagują dostosowaniem. Przekonują siebie, że wcale nie potrzebowały tak bardzo tego, co zostało im zabrane, że można nagiąć swoje potrzeby do tego, co jest dostępne, że przecież da się przeżyć nawet o chlebie i wodzie, więc nie jest tak źle. Zabierają sobie „na zapas”, trenują wycofanie z życia, snują plany oszczędzania, żeby być gotowym na jeszcze gorsze. Ich mechanizm mówi: „Nie zajmuj sobą miejsca i uwagi, oddaj innym co możesz, udawaj, że cieszysz się tym, co ci zostało.”
Osoby, które świadomie zmieniły swoje automatyczne przekonanie z dzieciństwa o swojej wyższości czy niższości wobec innych na przekonanie o równości z innymi ludźmi przyjmują ograniczenia, na które nie mają wpływu, ale nie poświęcają im swojej uwagi. Nazywają po imieniu swoje emocje i to, co w danej sytuacji tracą, ale swoją energię kierują na to, co jest do wykorzystania. Słuchają swoich potrzeb i starają się je realizować tak, jak na to pozwala sytuacja – odkrywają w ten sposób swoją kreatywność, co sprawia im radość i satysfakcję.

Walka z pustą połową szklanki sprawia, że tylko bardziej chce nam się pić, a frustracja narasta. Udawanie, że zadowala nas mniej niż połowa szklanki wody, kiedy w istocie jesteśmy spragnieni sprawia, że przestajemy czuć, czego potrzebujemy i coraz bardziej krzywdzimy siebie, co także rodzi negatywne emocje. Przyjęcie do wiadomości, że mamy pół szklanki wody i wykorzystanie jej wtedy, kiedy chce nam się pić, i tak, jak nam potrzeba podpowiada (małymi łykami lub jednym haustem, z dodatkiem cytryny lub miodu) sprawia, że czujemy się zadowoleni z życia, szczęśliwi. Za każdym razem to ta sama szklanka z tą samą ilością wody – ale inne nastawienie umysłu, inny sposób myślenia. To nie sytuacja decyduje o naszym samopoczuciu, a nasze przekonania. 
A jeśli dodamy do tego, że energia idzie za uwagą – czyli powiększamy to, na czym się skupiliśmy – to możemy dostać albo więcej zewnętrznych niedogodności, albo więcej wewnętrznych ograniczeń, albo więcej satysfakcji i frajdy. To nie sytuacja decyduje o naszej przyszłości, a nasze przekonania.