Co z miłością?

Zakochanie to stan, w którym dwoje ludzi przyciąga się do siebie nawzajem jak nagle uaktywnione magnesy – z nieodpartym przekonaniem, że w swoich różnicach pasują do siebie jak klucz do zamka.

Stan zakochania cechuje się tym, że dwie osoby stają się dla siebie priorytetem przed absolutnie wszystkim innym, a dla każdego z osobna staje się motywacją do wysiłku bycia lepszą wersją siebie.

I tu zaczynają się schody. Bo co to znaczy być lepszą wersją siebie? Zazwyczaj znaczy to zanegowanie swoich słabości i maksymalne wykorzystywanie silnych stron, żeby zasłużyć na miłość tej drugiej osoby, żeby ją sobie kupić, zatrzymać przy sobie. A ponieważ przyciągają się przeciwieństwa, to każda osoba ma obszar, w którym błyszczy, realizuje się i rozwija oraz obszar, w którym tego nie potrafi – tam robi to (za nią) partner. Jedno zarabia, drugie dba o dom i dzieci, jedno załatwia sprawy w urzędach, drugie gotuje, jedno lubi pracę na działce, drugie spotkania ze znajomymi, jedno śpi w dzień, drugie w nocy, i tak dalej.

Tu możliwe są dwa scenariusze: albo powstanie wygodny układ stworzony z luźno powiązanych dwóch odrębnych światów, albo powstanie pole bitwy zasilane pretensjami do drugiej osoby, że nie chce być bardziej… podobna. W obu przypadkach jednak znika zakochanie, zastępuje je przyzwyczajenie albo otwarty konflikt.

Co zatem z tą miłością?

Wróćmy do początku i zmieńmy założenie. Może przyciągamy ludzi nie po to, żeby nas skompletowali i wyręczyli w tym, w czym nie czujemy się pewnie; może przyciągamy swoje przeciwieństwo po to, żeby się od niego czegoś nauczyć? Wtedy bycie lepszą wersją siebie nie oznaczałoby popisywania się tym, co umiemy najlepiej przed sobą nawzajem, ale robienie wszystkiego razem, żeby uczyć się od siebie tego, czego nie trenowaliśmy wcześniej. A robiąc wszystko razem nie gubimy bliskości; ciągle zmieniając schematy nie gubimy empatii; będąc w stałym kontakcie nie gubimy ważności drugiej osoby; tworząc razem jeden wspólny świat tworzymy… miłość. Bo miłość jest konsekwencją wspólnoty, nie tej pozornej, formalnej czy okazjonalnej, tylko tej realnej – fizycznej, emocjonalnej, intelektualnej i duchowej.

Możemy podzielić się rolami jak podpowiada tradycja, kultura, normy społeczne czy religijne i pozostać w osobnych światach, które istnieją ze sobą w zgodzie lub konflikcie. I możemy spróbować żyć bez ról czy schematów i zbudować jeden naprawdę wspólny świat, tak jak to robimy w stanie zakochania. To zależy tylko od tego, czy tworzenie z tą drugą osobą pozostanie naszym priorytetem, czy też stanie się nim coś innego, coś, w czym jesteśmy dobrzy i za co możemy dostać uznanie, podziw, głaski i oklaski od innych ludzi – występując solo.

Postawa miłości

Nazywamy emocję towarzyszącą zakochaniu miłością, chociaż tak naprawdę jest tylko dotykiem miłości, fascynacją, zauroczeniem, prowadzącym na skróty do bliskości. Prawdziwa miłość to nie chwilowa emocja, to postawa oparta na empatii, traktowaniu praw i potrzeb drugiego człowieka jak własnych, na takich samych warunkach.

Nikt nie może zasłużyć na naszą miłość, szacunek czy uczciwość, bo one nie zależą od innych ludzi, tylko od naszego sposobu myślenia, od naszych generalnych przekonań. 

Kto zaufałby komuś, kto nie okrada tylko jednej osoby, albo nie kradnie tylko w poniedziałki? A tak bardzo chcemy, żeby wybrana osoba kochała i szanowała tylko nas…