W pierwszych latach życia o wszelkie nasze potrzeby dbają nasi opiekunowie – to oni muszą odgadnąć, czy płaczące niemowlę jest głodne, mokre czy chore; opiekunowie muszą zdecydować, co można dać do jedzenia rocznemu dziecku; czym może bawić się dwulatek, żeby nie zrobił sobie krzywdy; czy trzylatek powinien iść do przedszkola czy zostać z opiekunką w domu; czy pozwolić pięciolatce samej wybierać ubrania, itp.
Optymalnie jest wtedy, kiedy rodzice stymulują samodzielność dziecka i tam, gdzie ją osiągnie, przestają je wyręczać. Najkorzystniej jest wtedy, kiedy dorośli wyznaczają bezpieczne granice i w ich ramach pozwalają dziecku wybierać.
Praktycznie jednak bardzo często rodzice mylą potrzeby dziecka z własnymi, jak w tym żarcie, że „sweterek to rzecz, którą mama zakłada dziecku, kiedy jej się robi zimno”. I czasem dziecko nie ma wyboru, bo musi nosić/jeść/robić tylko to, co jest akceptowane przez rodziców, co jest spełnieniem ich, nie jego potrzeb czy pragnień. Kiedy rodzice nie pytają dziecka, czego chce (bo autorytarnie wiedzą lepiej), dziecko nie uczy się pytać siebie, zastanawiać się nad swoimi potrzebami i preferencjami; podporządkowuje swoje realne potrzeby wizji opiekunów, aby utrzymać ich akceptację, a potem akceptację innych ważnych dla siebie osób. W dorosłym życiu taka osoba nie pyta siebie, czego chce; pyta innych, co powinna zrobić, pyta szefa, jak ma pracować, pyta dietetyka, co ma jeść, pyta dekoratora jak ma urządzić mieszkanie, sprawdza trendy mody, żeby wiedzieć jak się ubrać.
Bywa też odwrotnie, kiedy rodzice nie chcą ograniczać dziecka w jego wyborach i pozwalają mu decydować o wszystkim, choć ono nie ma pojęcia o konsekwencjach tych wyborów. Pozwalają mu spędzać czas przed ekranami, chodzić spać o dowolnej porze, decydować o tym, co i kiedy mają robić dorośli. Wbrew pozorom bez pomocy opiekunów także i w tym przypadku dziecko nie nauczy się wybierać właściwie – wie, czego chce, ale nie uczy się konsekwencji tych wyborów (np. jest zmęczone i rozdrażnione, ale nie wiąże tego z faktem, że nie przespało nocy czy że jego dieta jest oparta głównie na słodyczach). W dorosłym życiu taka osoba sięga po wszystko, na co ma ochotę, ale konsekwencjami swoich wyborów, swoim złym samopoczuciem, obarcza innych. Mówi na przykład „to było po pijanemu, to się nie liczy”, jakby to ktoś inny podjął decyzję o piciu alkoholu; albo uważa, że ma prawo być arogancki, bo jest głodny, jakby to ktoś inny podejmował za niego decyzję, kiedy jeść; albo stale narzeka na swoją pracę czy partnera, jakby to ktoś inny wybrał to dla niego.
Uczymy się zarządzania swoimi potrzebami tak jak wszystkiego innego: w obszarach, gdzie nas zaniedbywano, zaniedbujemy siebie; gdzie nas wyręczano, oczekujemy, aż inni się nami zajmą; gdzie decydowano za nas, czekamy na polecenia z zewnątrz. I tylko tam, gdzie przeszliśmy właściwy trening samoobsługi, automatycznie robimy to właściwie, czyli w sposób, który przynosi nam dobre samopoczucie i zadowolenie z siebie.
