Najtrudniejszymi ludźmi, z jakimi przyszło mi w życiu pracować to ludzie, którzy mają zbyt dużą wiedzę o sferze emocjonalno – duchowej nabytą nie przez własne doświadczenie, a intelektualnie. Ta wiedza przerasta taką osobę, tzn. pozostaje w sprzeczności z jej programami emocjonalnymi, czyli tym, kim ta osoba realnie jest w danym momencie. Zatem wiedza tworzy wewnętrzny konflikt z emocjami zamiast pomagać je przeprogramować; intelektualnie za daleko odrywa tę osobę od etapu, w którym ona jest w swoim rozwoju emocjonalnym i duchowym. Taka osoba wie więcej niż potrafi zrozumieć przez swoje odczuwanie, więc paradoksalnie wiedza nie tylko tworzy tutaj konflikt, ale dodatkowo blokuje jego rozwiązanie… Taka osoba wie, jak powinno być, więc nie chce czuć jak jest.
To skutek, a przyczyna?
Wielu rodziców nadmiernie stymuluje dzieci intelektualnie. Ostatnio słyszałam jak pewien tata na wycieczce mówił do swojego co najwyżej pięcioletniego syna, że „Kościół katolicki nie jest instytucją transparentną”. Nie żartuję 🙈 Lubimy się chwalić tym, że dziecko ma „dorosłą” wiedzę. Problem w tym, że jeśli brakuje równowagi między nabywaniem wiedzy o sobie (kim jestem i jak funkcjonuję, jak czuję i myślę) a nabywaniem wiedzy o świecie, to ta druga w końcu zastępuje tę pierwszą. Tacy dorośli dużo WIEDZĄ, ale niewiele CZUJĄ. Wiedzą, czego inni od nich oczekują, ale nie potrafią rozpoznać, czego tak naprawdę sami chcą. Wiedzą, jak działają inni ludzie i jak na nich wpłynąć, ale ich nie rozumieją. Nie potrafią być empatyczni, bywają socjopatami i narcyzami. Wszelkie poradniki na temat relacji każą trzymać się od nich z daleka, ponieważ nie są zdolni do tworzenia prawdziwej bliskości z innymi. Terapeuci niechętnie się nimi zajmują, bo bez kontaktu ze swoimi emocjami nie rokują postępów w rozwoju świadomości siebie. Co gorsza, często dzięki terapii uczą się lepiej manipulować innymi – nabywają więcej WIEDZY.
Umysł to świetne narzędzie, ale kiedy spowoduje odcięcie od emocji, zamienia ludzi w maszyny. Nieszczęśliwe i niszczące innych maszyny. Dlatego zamiast „co było w szkole?” lepiej zapytać dziecko „jak się dziś czujesz?”; zamiast nagradzać za oceny, lepiej je chwalić za umiejętności interpersonalne; zamiast radzić co zrobić w trudnej sytuacji społecznej, lepiej zapytać, co samo czuje i co może czuć druga osoba; zamiast faszerować dziecko od kołyski wiedzą o świecie, lepiej najpierw nauczyć je samoobsługi emocjonalnej. Żeby potrafiło nazwać i zakomunikować to, co czuje, żeby rozumiało swoje emocje i umiało sobie z nimi poradzić, żeby potrafiło tworzyć prawdziwe i głębokie relacje z innymi. Dużo wiedzy i mało serca może dać sukces i pieniądze, ale nie da szczęścia – bo szczęście się CZUJE.
