O sile

Im częściej spotykam silne kobiety (tzw. matki-Polki, co to perfekcyjnie ogarniają dom i dzieci, a do tego pracują zawodowo, dbają o wszystkich prócz siebie i wstydzą się odpoczywać), tym wyraźniej widzę pewien paradoks – zauważam, że siła jest… słabością. Nie dowodem samorozwoju, a mechanizmem obronnym.

Siła powstaje po to, żeby przykryć słabość, żeby sobie jakoś radzić. Jest jak pancerz, który chroni przed zranieniem i trzyma w pionie nawet jeśli w środku wszystko się rozpada. Niby tak. Ale to ona sama doprowadza do tego, że wszystko się rozpada. Bo jak się chce być silnym, to się tworzy problemy i wyzwania, żeby sobie udowadniać swoją siłę. Tworzy się pole walki, wojnę. A jak już się jest dowódcą na tej wojnie, to zostaje się przeraźliwie samotnym, bo wszyscy albo się takiej osoby boją, albo ją wykorzystują. Tak czy siak mają jej uczucia za nic, bo pod pancerzem siły ich nie widać.
Tymczasem pod tym pancerzem kryje się osoba, która desperacko chce być samodzielna, żeby nie musieć zależeć od innych, bo w jej doświadczeniu oznacza to krzywdę. Osoba, której siła gwarantuje bycie ważną, choć tak naprawdę krańcowo zaniedbuje swoje potrzeby i uczucia dla innych. 

Siła nie daje poczucia niezależności, bo potrzebujemy innych, żeby ją demonstrować – zwiększa tylko tęsknotę za bliskością.
Siła nie daje poczucia własnej wartości, tuszuje tylko jego niedostatek; nie odbiera nam wrażliwości, tylko uczy jak ją ukrywać.

Lęk każe nam się zbroić, żeby się bronić przed zranieniem, przed brakiem miłości. I jak samospełniająca się przepowiednia tworzy ten brak.
Miłość zachęca nas jedynie do samodzielności i doceniania siebie.

Zapętlone oprogramowanie

W obszarach, w których czujemy się silni, trudności wywołują w nas krytyczną myśl „muszę postarać się bardziej”. Życie dostarcza nam więc więcej przeszkód do pokonania, żebyśmy mieli na czym trenować – i stajemy się coraz silniejsi.

Tam, gdzie czujemy się słabi, trudności sprawiają, że naciskamy, aby inni starali się bardziej. Kiedy to robią, dostajemy dowody na to, że jesteśmy zależni od innych. To nas demotywuje i nawet nie próbujemy trenować – stajemy się coraz słabsi.

Przekonanie o swojej sile czy słabości jest samospełniającą się przepowiednią, co prowadzi do tego, że jedną część siebie rozwijamy do olbrzymich rozmiarów, a innej nie rozwijamy wcale. Umysł nie potrafi sobie z tym poradzić, bo nie potrafi tego zgeneralizować; przerzuca się na oślep z przekonania „jestem świetny” w przekonanie „jestem beznadziejny”, generując wewnętrzny konflikt, a tym samym mnóstwo negatywnych emocji. Te emocje to sygnał, prośba o rozstrzygnięcie, o zweryfikowanie oprogramowania, które się zapętla. O świadome zdecydowanie, w co wierzymy.

Syzyfowe prace

Czasem z wewnętrznego przymusu dyktowanego przez jakieś stare skojarzenie zdobywamy się na nadludzki wysiłek niczym wpychanie ciężarówki pod górę własnymi rękami. A potem okazuje się, że:

a) ciężarówka ma sprawny silnik i kierowcę

b) to nie jest nasza ciężarówka

c) ciężarówka wcale nie zamierza jechać na szczyt

d) szczyt tej górki nie jest również naszym celem.

I ze szlachetnego męczeństwa w imię idei pozostaje bezużyteczna syzyfowa praca. 

Ale zostaje też świadomość, że skoro tak długo pchaliśmy bez pomocy tę ciężarówkę centymetr po centymetrze wbrew wszystkiemu, to znaczy, że mamy ogrom siły, musimy tylko nauczyć się jej używać z pożytkiem dla siebie i innych…

Słabość i siła

W tych obszarach, gdzie słabość każe nam tworzyć sobie strefę komfortu (minimalny wysiłek, rutyna, brak wyzwań, dużo „zapasów,” możliwość skorzystania z nich w każdej chwili), umacniamy słabość, w którą wierzymy.

W obszarach, gdzie czujemy się pewnie, nasza siła każe nam wychodzić poza strefę komfortu, poznawać, doświadczać, rozwijać się. Wysiłek coraz bardziej wzmacnia siłę, o której istnieniu i tak jesteśmy przekonani. Zbyt eksploatowana siła zaczyna obracać się przeciwko nam: odwaga służy, ryzykanctwo może zagrażać życiu; dobroć służy, poświęcanie się może unieszczęśliwiać obie strony relacji; bycie spostrzegawczym i inteligentnym pomaga w życiu, ale manipulowanie innymi może spowodować utratę tych, na których nam zależy.
Żeby znaleźć równowagę w sobie, potrzebujemy namówić naszą słabość do opuszczania strefy komfortu (bo to ją wzmacnia, zamienia w siłę) i jednocześnie przystopować wyzwania dla swojej siły (bo to pozwala jej na nawiązanie kontaktu z innymi obszarami naszego ja). Obrazowo to ujmując siła musi zaczekać, aż słabość do niej dołączy jako siła, żeby w zespole można było zdziałać więcej.

Wewnątrz

Kto szuka akceptacji u innych ludzi, zatraca siebie, dla aprobaty robi rzeczy, za które później się nienawidzi. Kto szuka sposobu na zaakceptowanie siebie ze wszystkim, czego w sobie nie lubi, kształtuje swoją indywidualność, której wyrażanie przynosi mu radość i satysfakcję, a często przy okazji podziw innych.
Kto szuka siły na zewnątrz, w jakimś rodzaju broni czy ochrony, bierze udział w wyścigu, w którym wcześniej czy później zostanie pokonany czyjąś inną bronią. Kto znajduje siłę w sobie, staje się nie do złamania, nie do pokonania – bo nikt z zewnątrz nie ma możliwości przeprogramowania naszego umysłu bez naszej zgody.
Kto szuka przyjemności na zewnątrz siebie, wkracza na ścieżkę uzależnienia – od jedzenia, od komputera, od zakupów, od pieniędzy, od bycia w centrum uwagi… Uzależnienia, które przyjemność zamienia w przymus, bo posiadanie więcej oznacza tylko większy głód. Kto szuka przyjemności wewnątrz siebie, odkrywa radość z tego, co już ma, z najprostszych rzeczy, o które nie trzeba zabiegać, bo dzieją się same wokół nas – odkrywa wdzięczność.
Kto żąda szacunku dla siebie od innych za pomocą prestiżu, kariery, statusu społecznego, osiągnięć czy sławy zawsze natrafi na ludzi, dla których nie będzie to znaczyć nic, dla których liczyć się będzie coś innego. Kto uczy się szanować siebie, wyznacza innym sposób traktowania siebie, zyskuje godność, z którą inni nie dyskutują.
Kto dba o swoje ciało od zewnątrz, polega na lekarstwach, kosmetykach i zabiegach, na wizerunku i stylizacji, w końcu albo staje się ofiarą ich skutków ubocznych, albo zwyczajnie przegrywa z oznakami upływu czasu. Kto dba o swoje ciało od wewnątrz, dając mu to, czego potrzebuje, żeby funkcjonowało optymalnie, dostaje zdrowie, energię, urodę i atrakcyjną naturalność w bonusie.
Kto chce się ogrzać od zewnątrz, musi zostać pod kocem z gorącą herbatą w ręku. Kto uruchamia swoje mięśnie, żeby ogrzało go ciepło z ich pracy, może wędrować po świecie.
Kto szuka miłości na zewnątrz, uzależnia się od drugiej osoby i tworzy toksyczny związek. Kto znajduje miłość w sobie, może nią wzbogacić innych.

Kto szuka na zewnątrz, uzależnia się od źródła swojego komfortu, staje się słabszy i bardziej podatny na manipulację innych ludzi, staje się kimś mniej niż jest. Kto szuka wewnątrz, uniezależnia się od zewnętrznych „dostawców”, staje się silniejszy, odporniejszy i zyskuje wpływ na innych, staje się kimś więcej.
…Czegokolwiek szukasz, najpierw musisz to znaleźć to w sobie.