Kiedy dziecko doświadcza braku bliskości w relacji z rodzicami, próbuje zapracować na ich akceptację (zasłużyć) lub próbuje się buntować (wymusić akceptację siłą).
Umysł dziecka wybiera taką strategię, którą zna (może naśladować) i która pasuje do danej rodzinnej sytuacji. Bez względu na wszelkie późniejsze życiowe zmiany ten schemat pozostaje w dorosłym życiu. Można by powiedzieć, że zaczyna żyć swoim życiem – w ten sam sposób (według tego samego przekonania na temat bycia akceptowanym przez innych) budujemy relacje z szefem w pracy, z kolegami i znajomymi, z partnerem i dziećmi, i z niewidzialnym Bogiem. Nowe doświadczenie sprawia, że modyfikujemy swoje zachowania i reakcje – ale nie przekonanie, które za nim stoi; to przekonanie z dzieciństwa „co muszę zrobić” lub „jaki muszę być”, żeby mnie akceptowano.
Jedni z nas wciąż próbują poprawiać siebie, inni rzeczywistość; jedni pracują nawet wtedy, kiedy odpoczywają, inni przeciwstawiają się temu co jest nawet wtedy, kiedy się z tym zgadzają.
Wszyscy próbujemy zrobić coś, żeby czuć się wartym miłości i akceptacji. Im więcej wkładamy w to wysiłku, tym bardziej warunkową akceptację wokół siebie wytwarzamy, odbijającą naszą warunkową miłość wobec siebie.
Na bazie doświadczenia, jakie ma każdy z nas, nawet nie przychodzi nam do głowy oczekiwać od życia tego, czego oczekuje każde dziecko zanim rodzice przekażą mu swoje lęki i wątpliwości na temat miłości: „kochaj mnie, bo jestem”.
