Koniunkcja Wenus i Marsa

Informacje w naszej podświadomości są otagowane słowami-kluczami. Nawet jeśli intelektualnie utożsamiamy Boga z miłością, to w podświadomości przekonania dotyczące miłości („matki”) żyją sobie osobno, a Boga („ojca”) osobno. Te przekonania są często sprzeczne, powodują podział i konflikt wewnątrz naszego „ja”.

Najczęściej myśląc o miłości (rodzaj żeński) mamy na myśli dawanie, poświęcanie się, wybaczanie, adorowanie kochanej osoby – stereotypowy obraz miłości matki. Myśląc o Bogu (rodzaj męski) mamy na myśli surowość, wymagania, osądzanie, karę – stereotypowy obraz miłości ojca. Na takie przekonania składają się i wzorce w postaci naszych realnych rodziców, i wyobrażenia związane z religią (Bóg i Maryja), i wszelkie wzorce kulturowe (kobiety się opiekują, mężczyźni walczą i wykonują prace wymagające siły).

Tak wygląda generalizacja oparta na stereotypach. Warto zadać sobie pytanie, z czym osobiście kojarzy nam się miłość-matka i z czym kojarzy nam się Bóg-ojciec, ponieważ to, z czym zetknęliśmy się w pierwszych latach naszego życia, stało się wzorcem do tego, jak rozumiemy miłość własną (gdzie sobie pobłażamy, a gdzie krytykujemy i osądzamy), jak rozumiemy miłość w relacji z drugim człowiekiem (gdzie jesteśmy dla innych „matką”, a gdzie „ojcem”), i wreszcie jak definiujemy dla siebie siłę wyższą i jej intencje wobec nas: na ile jest wspierającą, rozumiejącą, wybaczającą Obecnością, a na ile krytycznym, surowym, wymagającym i wiecznie niezadowolonym Nieobecnym.

To pytanie jest kluczowe do tego, aby uzyskać wpływ na tworzenie swojego życia. Kiedy nie uświadamiamy sobie tego nadrzędnego konfliktu we własnej podświadomości, jedne przekonania pchają nas do przodu, a inne hamują, blokują. Jeśli te pierwsze są silniejsze, osiągamy sukcesy, ale dużym kosztem, z masą niechcianych skutków ubocznych. Jeśli te drugie, mamy wrażenie, że życie sprzysięgło się przeciw nam i niewiele nam się udaje. Jeśli te przekonania są równorzędne, kręcimy się w kółko, robiąc krok do przodu i krok do tyłu na zmianę…

To, w co wierzymy, wyświetla się na zewnątrz jako nasz „los”. Zazwyczaj jest tak, że nieświadomie trochę wierzymy w miłość, a trochę w Boga, przy czym jedno z drugim ma niewiele wspólnego, a czasem nawet się wyklucza. Taki konflikt wewnątrz nadrzędnych przekonań produkuje życiowe zapętlenia na zewnątrz – wiąże nam ręce i odbiera moc sprawczą.

Jeśli zatem chcemy mieć wpływ na swoje życie, musimy świadomie wybrać, w co wierzymy. Zamiast pozwolić swojemu umysłowi przerzucać się z trybu „matki” na tryb „ojca” w tę i z powrotem, potrzebujemy scalić swoje przekonania w spójną definicję miłości/Boga. Spójność nie oznacza wybrania jednego wzorca, a wyciągnięcie z obu wzorców tego, co jest miłością: rozumiejącego wsparcia – dawania, które nie ma nic wspólnego z nadopiekuńczością i stanowczej ochrony – wymagania, które nie ma nic wspólnego z krzywdzeniem.

Pierwsza relacja

Pierwsza nasza relacja z drugim człowiekiem staje się automatyczną matrycą dla związku partnerskiego. To, kim się czuliśmy dla rodziców, staje się rolą, jaką przyjmujemy wobec partnera.

Jedni doświadczyli skupienia na sobie – zainteresowania, a nawet adoracji, rodzicielskiej radości ze swojego istnienia; w związku z drugą osobą będą więc swoje potrzeby stawiać na pierwszym miejscu, oczekując poklasku, uznania, a przynajmniej bezwarunkowego zrozumienia dla każdego swojego ruchu. Podświadomie będą starać się odtworzyć ten rodzaj sytuacji, w której czuli się kochani – tę postać miłości, którą znają i pamiętają.

Inni odczuli fakt swojego istnienia jako bycie dla rodziców obowiązkiem, przeszkodą w realizacji innych planów, odpowiedzialnością, rozczarowaniem. W związku z drugą osobą będą więc starali się schodzić na drugi plan, dostosowywać do partnera i jego potrzeb. Podświadomie będą próbowali ustępstwami zasłużyć na docenienie, na radość ze swojej obecności, usiłując stworzyć taką postać miłości, za którą tęsknili, której nie doświadczyli w dzieciństwie.

Prawdziwie partnerski związek polega na relacji dwóch wolnych dorosłych osób. Wolnych od schematów swojej pierwszej relacji, wolnych od filtrów dziecięcych tęsknot, wolnych od przymusów zachowania z nimi związanych.

Podświadomość

Nasza podświadomość to zapis wszystkiego, w czym uczestniczyliśmy od początku życia. Obejrzenie tego zapisu jak filmu dokumentalnego dałoby nam odpowiedzi na wszystkie pytania – dlaczego zachowujemy się tak czy inaczej, dlaczego wierzymy w to czy tamto, dlaczego jesteśmy tacy a nie inni.

Ale im bardziej angażujemy swoją świadomość w działania fizyczne czy intelektualne, tym mniej informacji z podświadomości ona odczytuje – blokuje je, bo jest zajęta czymś innym, stałym bieżącym działaniem. Kiedy żadna rzeczywistość – ani materialna, ani wirtualna – nas nie pochłania i pozwalamy sobie po prostu być, jak podczas medytacji, drzwi między podświadomością a świadomością otwierają się szerzej. I to, co wcześniej wymagało naszego skupienia, wysiłku, analizy i kontroli – zaczyna dziać się samoistnie, za pomocą dodatkowych zasobów, do których wcześniej nie mieliśmy dostępu.

Instynkt

Jak słusznie zauważył Steve Jobs – instynkt (intuicja, podświadomość, dusza – jak kto chce) popycha nas do wyborów, które umysł ocenia jako bezsensowne. Patrząc jednak w przeszłość zauważamy, że każdy z nich był warunkiem koniecznym do osiągnięcia czegoś ważnego później, że te wybory są jak kropki, które połączone wyznaczają drogę do miejsca gdzie w głębi duszy chcemy być. Tyle, że widzimy ten sens patrząc wstecz, nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć. Możemy tylko ufać temu, co nas w te miejsca prowadzi.