Jak wiadomo, istnieją dwa sposoby motywowania: za pomocą kija i za pomocą marchewki.
Jeden i drugi sposób ma tyle samo zwolenników, co i przeciwników, i każdy ma swoje argumenty na to, co działa lepiej. Jednak tak postawione pytanie: czy lepiej działa kij czy marchewka, jest jak pytanie, czy lepsze są opony letnie czy zimowe do samochodu. Nie da się na nie odpowiedzieć bez uściślenia: zależy kiedy, zależy gdzie.
W obszarach, gdzie dostawaliśmy dużo „marchewki” od rodziców, czujemy się słabi i zależni – tam „więcej marchewki” nie działa, nie wzmacnia, jedynie coraz bardziej uzależnia. Aby poczuć się silnym, niezależnym, potrzebujemy się sprawdzić, przetestować, praktycznie zaprzeczyć tej słabości, w którą uwierzyliśmy. A nie opuścimy swojej strefy komfortu dla najokazalszej marchewki, zmusi nas do tego jedynie „kij” – wymagania, wysiłek, ból, a czasem dopiero przewlekłe cierpienie.
W obszarach, gdzie w doświadczyliśmy „kija” i dzięki temu staliśmy się silni, poczuliśmy swoją moc, „marchewka” perfekcyjnie spełnia swoją, otwierając nam kolejne i kolejne drzwi.
Jeśli więc mamy wrażenie, że los motywuje nas kijem, to znak, że na tym polu potrzebujemy rozbić swoje mentalne kajdanki, uwolnić się od fałszywych przekonań, uwierzyć w siebie, poczuć swoją siłę. Tam, gdzie to zrobi(liś)my, los rozdaje marchewki 😉
