Zrozumienie i porozumienie

Dążymy do porozumienia z innymi ludźmi na bazie słów, na poziomie intelektualnym. Ale nasze umysły tak bardzo się różnią, że czasami napotykamy rafy i mielizny. Wtedy empatia umożliwia nam wyczucie, co dla drugiej osoby jest ważne i wsparcie jej poza słowami, poza intelektualnym porozumieniem, za pomocą fizycznego gestu.
Zrozumienie przekazane na jednym poziomie – czy to intelektualnym, emocjonalnym, duchowym czy fizycznym – otwiera drzwi do porozumienie na innych poziomach. Podobnie brak porozumienia na jednym poziomie rzutuje na pozostałe.

Intelektualna blokada

Emocje tworzone przez stare skojarzenia programują nasze działanie. Jeśli to zauważymy i spróbujemy zrozumieć przekaz tej emocji, możemy ją dezaktywować, przeprogramować swoją reakcję. Ale jeśli lęk nie pozwoli nam wysłuchać tej emocji do końca, jeśli nie potrafimy jej zaakceptować, to zablokujemy tylko jej drogę i sprawimy, że znajdzie sobie inną. Skoro intelektualnie kontrolujemy jej cel, to staje się środkiem do osiągnięcia celu gdzie indziej.

Działać czy być?

Im bardziej intelekt przejmuje dowodzenie, pomijając to, co czujemy, tym bardziej w życiu uzyskujemy formę bez treści, obrazek bez znaczenia, opakowanie bez zawartości.
Bo to kontakt ze sobą kieruje nas ku dobremu samopoczuciu; intelekt kieruje nas ku logicznym, konkretnym, powtarzalnym rozwiązaniom: metodom, sposobom, technikom, które to samopoczucie mają poprawić na chwilę.

Tabletka przeciwbólowa może być pomocna, jeśli używamy jej, żeby doczekać wizyty u dentysty, lub szkodliwa, jeśli używamy jej zamiast wizyty u dentysty. 
Technika, sposób czy metoda mogą być pożyteczne, jeśli potrzebujemy doraźnie i wyjątkowo poprawić swoje samopoczucie czy funkcjonowanie, i mogą być szkodliwe, jeśli stają się nawykiem, bez którego nie potrafimy funkcjonować bezproblemowo. Paradoksalnie dotyczy to zarówno alkoholu, jak i medytacji. 

Jeżeli nie możemy zasnąć, bierzemy tabletkę, pijemy ziółka czy słuchamy muzyki relaksacyjnej – jakaś metoda pomaga nam „włączyć sen”, który nie chce się włączyć sam. Radzimy sobie z problemem, ale to nie likwiduje przyczyny, która go wywołała, i która najprawdopodobniej wywoła go znowu. Gdybyśmy byli w pełnym kontakcie ze swoim ciałem, organizm nie stwarzałby problemu i nie potrzebowalibyśmy żadnej metody czy lekarstwa.
Kiedy jesteśmy w kontakcie ze sobą w jakimś obszarze, nie dopuszczamy do powstania awarii, więc nie potrzebujemy technik do poradzenia sobie z nią.

Każdy problem – fizyczny, intelektualny, emocjonalny czy duchowy – oznacza brak połączenia naszej świadomości z jakąś częścią siebie. Im chętniej sięgamy po techniki i zastępniki, tym bardziej wyrażamy brak akceptacji jakiegoś kawałka siebie. Zgoda na sztuczne „łatki” do cerowania swojej dziurawej rzeczywistości oznacza brak wiary w bezproblemowe funkcjonowanie w pełnym kontakcie ze sobą, w bliskości z innymi i w jedności z siłą wyższą. Bycie zdrowym, szczęśliwym, spełnionym i w stałym kontakcie z Bogiem nie jest powszechne, ale czy to znaczy, że jest niemożliwe?

Wychowanie i socjalizacja powodują, że w odpowiedzi na reakcje ważnych dla nas osób akceptujemy i rozwijamy jedną cześć siebie (która staje się w ten sposób naszą mocną stroną), a odrzucamy i wstydzimy się innej części siebie (która staje się naszą słabą stroną). W obszarze mocnej strony akceptujemy siebie i mamy łatwość tworzenia bliskości z innymi ludźmi, w obszarze słabej strony – dokładnie odwrotnie. Mocna strona uczy nas odwagi przekraczania granic, ekspresji i ekspansji, słaba przypomina nam o potrzebie głębi, trwałości, wyłączności i bezpieczeństwa. Każda z nich ma część informacji potrzebnej do odzyskania łączności z prawdziwym sobą. 
Z tą częścią siebie, którą odrzucamy, nie nawiązujemy kontaktu, z tą, którą akceptujemy, tracimy kontakt, kiedy ją nadmiernie eksploatujemy, kompensując sobie braki w innym miejscu. A wszędzie tam, gdzie tracimy kontakt, używamy sposobu, metody, techniki – czegoś, co na chwilę pozwoli nam na namiastkę tego kontaktu; kontaktu ze sobą, z innymi, z Bogiem. Stąd przekonanie, że musimy „coś robić” – mieć jakiś przepis, metodę, sposób – żeby być zdrowym, żeby być szczęśliwym, żeby mieć satysfakcję z pracy i życia, żeby czuć bliskość drugiej osoby i obecność siły wyższej. A może nie trzeba nic ROBIĆ, tylko wystarczy naprawdę, głęboko, prawdziwie BYĆ?

Harmonia

Wielu ludzi sądzi, że poziom intelektu decyduje o tym, jak funkcjonujemy w życiu. Okazuje się jednak, że nie do końca tak jest. 

To prawda, że im sprawniejszy intelekt, tym łatwiej komuś zrozumieć siebie i świat. Ale jednocześnie bardzo sprawny intelekt ochrania sam siebie, jak maszyna z wbudowaną sztuczną inteligencją w filmach sf. Zamiast zobaczyć to, co jest, szczególnie w sferze emocji, przetwarza to na to, co według niego powinno być, co chcemy zobaczyć, żeby utrzymać już zapisane przekonania. O ile normalnie lęk powoduje jakiś mechanizm obronny, o tyle u bardzo inteligentnych ludzi lęk jest chroniony mechanizmem obronnym, który jest chroniony kolejnym mechanizmem obronnym. I to jest sytuacja, kiedy intelekt przeszkadza w rozwoju emocjonalnym i rozwoju świadomości, w dotarciu do prawdy o sobie.

Stąd częściej spotyka się dojrzałych emocjonalnie ludzi o niewygórowanej inteligencji albo niezrównoważonych czy niedorozwiniętych emocjonalnie geniuszy. Bo to, jak funkcjonujemy i na ile jesteśmy szczęśliwi nie zależy tak bardzo od poziomu naszego intelektu, jak od równowagi pomiędzy rozwojem intelektualnym i emocjonalnym.

Intelekt kontra emocje

Kiedy rodzice wymuszają na dziecku zachowania społeczne, tłumacząc ich zasadność argumentami logicznymi, a lekceważąc emocje dziecka w danym momencie, dziecko uczy się nie tylko, że jego emocje nie są ważne, ale że nie powinno czuć tego co czuje, skoro intelektualnie przyjmuje argumentację rodziców. Uczy się za pomocą intelektu tłumić i racjonalizować swoje emocje, żeby zasłużyć na akceptację innych ludzi, ale nie przestaje czuć. 

Taki mechanizm często prowadzi do nawykowego zachowania pasywno-agresywnego czyli znęcania się nad innymi w białych rękawiczkach – uderzania w cudze czułe miejsca w taki sposób, żeby nie wyglądało to na atak, żeby można się go było wyprzeć. Osoba pasywno-agresywna oznajmia w ten sposób „nie wolno mi Cię uderzyć, ale znajdę inny sposób, żeby Ci zadać ból”.
W ten sposób intelekt (mocna strona) zostaje użyty do zamaskowania emocji (słabej strony), co przynosi Pyrrusowe zwycięstwo – wygrywa się w bitwie na słowa, ale sromotnie przegrywa w nawiązywaniu emocjonalnych relacji z innymi.
Zamiast tego można użyć intelektu jako mocnej strony, aby wspomóc tę emocjonalną niedoinwestowaną – czyli nazwać emocje, żeby je dezaktywować i niezależnie od nich wybrać zachowanie, które przyniesie pożądane konsekwencje.