Wychowanie jest jak rzeźbienie: jeśli uderzamy dłutem zbyt mocno, rozłupiemy obiekt na części, jeśli jedynie głaszczemy kawałek drewna czy kamienia, nie stworzymy żadnego kształtu.
Rodzice, którzy wierzą w kształtowanie człowieka pod presją, przekraczają granice tożsamości dziecka, nie pozwalają mu stać się sobą – próbują na siłę rzeźbić to, co chcą, bez względu na to, do czego materiał się nadaje; dlatego materiał pęka, a w najlepszym wypadku staje się rzeźbą z ostrymi, raniącymi, nieoszlifowanymi krawędziami, niebezpiecznymi dla każdego, kto zechce jej dotknąć. Presja i nadmierna kontrola rodzą mechanizmy obronne zapobiegające tworzeniu bliskości, utrudniające tworzenie relacji z innymi ludźmi.
Rodzice, którzy wierzą w kształtowanie człowieka bez stawiania mu granic, nie tworzą tożsamości dziecka, nie pomagają mu się określić. Są jak rzeźbiarze, którzy próbują stworzyć coś wyjątkowego, głaszcząc i polerując kawałek drewna czy kamienia miękką szmatką. Ich materiał nie staje się rzeźbą, pozostaje nieobrobiony. Dzieci traktowane w ten sposób nie wiedzą kim są ani czego chcą; wciąż czekają aż ktoś z zewnątrz zdecyduje o tym za nie, ale mówiąc metaforycznie tak bardzo są przyzwyczajone do miękkiej szmatki, że na widok dłuta natychmiast wpadają w panikę i uciekają. Szarpią się więc pomiędzy chęcią zbliżenia się do innych a lękiem przed przekroczeniem własnych i cudzych granic, których nie rozpoznają. Niestabilność emocjonalna i brak tożsamości nie pozwalają im na tworzenie satysfakcjonujących relacji z innymi.
Rodzice, którzy wyznaczają granice dziecku po to, by czuło się bezpiecznie i wspierają jego rozwój w tych granicach, są jak rzeźbiarze, którzy używają dłuta tam, gdzie to konieczne, aby nadać rzeźbie kształt, papieru ściernego tam, gdzie trzeba wygładzić krawędzie, i miękkiej szmatki, aby wypolerować całość. Rodzicielska stanowczość uczy dzieci granic, a wsparcie – ufności i sięgania po to, co im potrzebne do realizacji siebie i tworzenia szczęśliwych związków z innymi ludźmi.
Jednak wychowując dzieci rodzice nie używają tego, co chcą, tylko tego, co mają. A mają to, co znają, co zabrali z rodzinnego domu. Czasem zauważają, że rzeźbiarskie narzędzia ich rodziców nie działały jak należy, więc je zamieniają – wymieniają dłuto na szmatkę lub szmatkę na dłuto. Ale w obu przypadkach używają jednego narzędzia częściej i silniej, więc nadal efekt ich starań nie jest taki, jakby chcieli.
Rzeźbę tworzy się na swoje podobieństwo, swoim wyczuciem, swoją równowagą i umiarem, swoimi narzędziami; dlatego najpierw trzeba dać sobie samemu to, czego zabrakło w dziecięcym doświadczeniu – trzeba sobie wypolerować własne ostre krawędzie miękką szmatką zrozumienia i akceptacji lub nadać sobie kształt, wyznaczyć granice, zdecydowanym ruchem dłuta. Bo bez względu na to, co i jak bardzo chcemy dać innym, możemy im dać tylko to, co mamy. Nie można dać ani użyć tego, czego się nie ma – czego się nie odnalazło w sobie.
