„Rebirth” (2016)

Rodzimy się jako element systemu. Zanim jesteśmy w stanie zacząć się zastanawiać, kim jesteśmy, jakie mamy predyspozycje, co lubimy i czego chcielibyśmy od życia, już realizujemy jakiś systemowy scenariusz – nic więc dziwnego, że łatwo zdobyć naszą uwagę słowami odnoszącymi się do naszego stłumionego czucia, jak radość, szczęście, pasja, odrodzenie, nowe życie, marzenia, rozwój, samorealizacja. Problem w tym, że jeśli nigdy nie zastanawialiśmy się, co one dla nas znaczą, ktoś inny z łatwością dopisze do nich własny scenariusz – stąd większość ludzi bezrefleksyjnie zamienia jeden system na drugi, jeden scenariusz na inny, wmawiając sobie, że to dla ich dobra, że tego właśnie pragnęli. Ci, którzy się zorientują w tym przekręcie, zderzają się z nowym systemem i konsekwencjami zaufania mu. I znowu, większość z nich, rozważając potencjalne zyski i straty, poddaje się i jak w syndromie sztokholmskim utożsamia swoje dobro z dobrem swojego prześladowcy. Wierzy w jego zalety, albo wierzy, że musi udawać, że wierzy, żeby przeżyć.

Kiedy zmurszałe systemy-giganty zaczynają pękać i ludzie masowo zaczynają widzieć, że system ochrony zdrowia nie zapewnia im wyleczenia, że system oświaty nie zapewnia im ani wiedzy, ani umiejętności, że wielkie korporacje nie istnieją dla dobra swoich pracowników, wtedy szeroko otwierają się drzwi dla tych, którzy hasłami odnoszącymi się do odwiecznych ludzkich tęsknot ściągają rozczarowanych ludzi do swoich biznesów, sekt czy partii – w istocie bazujących na identycznym schemacie hierarchicznego wykorzystania. Notabene czy show business funkcjonuje inaczej?

Morał z filmu „Rebirth” jest taki, że jeśli nie wiesz, czego chcesz, ktoś zdecyduje o tym za ciebie; ty możesz jedynie wybrać, czy staniesz się lojalną twarzą systemu (wtedy dostaniesz udział w zyskach), czy też będziesz z nim ślepo walczyć (wtedy system cię zniszczy, zabierając ci wszystko, co dotąd osiągnąłeś). Robimy więc dobrą minę do złej gry, nie widząc innego wyjścia. Sprzedajemy siebie za cenę, jaką system nam oferuje. Dla prestiżowej etykietki przyklejanej przez system znosimy mobbing, molestowanie, dyskryminację; utratę godności, zdrowia i własnej duszy.

Film ma niskie oceny, większość komentarzy świadczy o niezrozumieniu jego fabuły. To paradoksalnie dowód na prawdziwość jego przekazu: nie można zobaczyć czegoś, czego się nie czuje. Pytanie nie brzmi, czy Kyle z początku filmu był szczęśliwszy od Kyle’a z końca filmu, bo żaden z nich nie był sobą, nie realizował swojego prawdziwego ja; i tu, i tu Kyle był marionetką jakiegoś systemu. Pytanie brzmi, czy wierzysz, że jest na tym świecie miejsce dla autentycznego Kyle’a. Dla autentycznego ciebie. I dla większości to pytanie jest niezrozumiałe.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s