Dziecko nie wie, jakie jest, po prostu jest i oczekuje od innych miłości bezwarunkowej. Dostaje akceptację warunkową, pochodzącą z mieszaniny miłości i lęku, którą wszyscy jesteśmy. Jeśli rodzice mają problem z kochaniem siebie w jakimś obszarze (bo tak nauczono ich w dzieciństwie i tego w sobie nie zmienili), to taki wzorzec przekazują dziecku, chcąc czy nie, nawet jeśli słownie deklarują co innego. Oznacza to, że bez względu na to, czy opiekunowie krytykują dziecko, czy też chwalą, jednocześnie krytykując siebie i innych, i tak dziecko uczy się krytykować siebie, podważać swoją wartość.
W ten sposób w umyśle powstaje przekonanie, że jakaś część nas jest problemem. Czasem jest to ciało – „nieodpowiedni” wygląd, za mała sprawność, brak jakichś fizycznych umiejętności. Czasem jest to umysł – za wolny, zbyt nieuważny, za słabo kojarzący, za mało pamiętający. Czasem jest to emocjonalność – „zbytnia” wrażliwość, uzewnętrznianie swoich emocji. Czasem jest to duchowość – „bujanie w obłokach”, „niepraktyczne” podążanie za swoimi marzeniami, za silna, „nieżyciowa” hierarchia wartości.
Tak jak zwierzęta podlegają wdrukowaniu ( https://pl.wikipedia.org/wiki/Wdrukowanie ), tak ludzie tworzą swoją samoświadomość na podstawie tego, jak widzą siebie w oczach swoich opiekunów. Jeśli reakcje rodziców dają nam do zrozumienia, że coś jest nie tak z naszym ciałem, umysłem, emocjonalnością czy duchowością, oznaczamy tę część jako problem, odrzucamy ją jak jaszczurka ogon i w zamian próbujemy dwukrotnie silniej rozwinąć inną część siebie – tę, która dostała rodzicielską akceptację.
W ten sposób dzielimy swoje „ja” na słabą i mocną stronę, i żyjemy umęczeni wewnętrznymi konfliktami między tą częścią siebie, która gna na oślep pokonując wszelkie ograniczenia i tą, która nie chce ruszyć się z miejsca, a nawet wydaje się cofać w rozwoju. Jedna krzywdzi nas dążąc do samozniszczenia, druga krzywdzi nas, sabotując każdy nasz ruch.
Tymczasem ciało nie jest problemem, jest narzędziem. Dzięki niemu możemy żyć pełniej, przemieszczać się, doznawać odczuć sensorycznych. Zdrowe, zadbane ciało pozwala nam smakować świat na wiele sposobów. Kiedy się od niego odcinamy, zaczyna być balastem, przeszkodą, ograniczeniem. Kiedy nadmiernie je wykorzystujemy, kompensując sobie jakiś inny domniemany brak, obraca się przeciw nam, włączając tryb samozniszczenia.
Umysł nie jest problemem, jest narzędziem. Dzięki niemu możemy rozumieć to, czego doświadczamy, nazywać to, co spotykamy na swojej drodze, komunikować się z innymi. Zdrowy, właściwie stymulowany umysł pozwala nam uczyć się przez całe życie, coraz lepiej rozumieć swoje doświadczenia. Kiedy odwracamy się od swojego umysłu, staje się naszym przeciwnikiem, utrudnia nam rozwój i kontakty z innymi. Kiedy wykorzystujemy go nadmiernie w zamian za porzuconą inną część siebie, doprowadza nas do ściany, jak zapętlony komputer.
Emocjonalność nie jest problemem, jest narzędziem. Dzięki informacjom płynącym z emocji wiemy, co nam służy, a co nam zagraża. Emocje są jak informacyjne i ostrzegawcze lampki kontrolne naszego „ja”. Zdrowa wrażliwość i empatia pozwalają nam znaleźć równowagę pomiędzy sobą a innymi, tworzyć satysfakcjonujące relacje, utrzymywać dobre samopoczucie. Kiedy odcinamy się od swojej emocjonalności, odcinamy umysł od danych, których nie jest w stanie uzyskać z innego źródła; tracimy jeden zmysł. Kiedy nadmiernie wykorzystujemy swoją emocjonalność, żeby zatuszować inną swoją „słabość”, obraca się ona przeciw nam i doprowadza nas do emocjonalnej ruiny.
Duchowość nie jest problemem, jest narzędziem. Dzięki kontaktowi z najgłębszym rdzeniem swojego „ja” czujemy, kim jesteśmy, czego chcemy od życia, co jest dla nas ważne, co ma dla nas sens, jak postrzegamy siłę wyższą. Pozostawanie w zdrowym kontakcie z duchową częścią siebie wpływa na sposób wykorzystania innych części siebie, pomaga ustalić wewnętrzną równowagę, nadaje nam tożsamość, a naszemu życiu cel i znaczenie. Kiedy odcinamy się od duchowej części siebie, tracimy siebie na najgłębszym poziomie, tracimy poczucie sensu naszego życia. Kiedy próbujemy duchowością zastąpić inną część nas samych, sprowadza nas ona na manowce, zapędza w ślepą uliczkę, niszczy.
Żadna część nas samych nie jest problemem sama w sobie; staje się nim, kiedy dotyka jej cudzy lęk, brak miłości. Szczególnie wtedy, kiedy jeszcze nic o sobie nie wiemy, kiedy dopiero zaczynamy zbierać o sobie informacje. Zarażenie cudzym lękiem powoduje, że przestajemy ufać miłości i próbujemy przejąć nad nią kontrolę. Ma to mniej więcej tyle sensu, co kilkulatek przejmujący kontrolę nad domowym budżetem 😉
Ciało, umysł, emocjonalność i duchowość są różnymi i równie ważnymi warstwami naszego „ja”, tak jak różne narządy są częściami naszego organizmu. Tak jak nie można zastąpić wątroby dodatkowym płucem, ani nerki dodatkowym żołądkiem, tak nie można zastąpić duchowości umysłem, czy emocjonalności ciałem. I nie ma ku temu żadnego powodu. Ciało, umysł, emocje, dusza nigdy nie są problemem same w sobie – przejęty od innych lęk, brak zaufania do miłości nim jest.
