Bardzo lubię ten film i chętnie do niego wracam. Za każdym razem od nowa podziwiam kręgosłup moralny głównego bohatera i wraca do mnie pytanie: czy musi być tak, że tylko ci, którzy nie doświadczyli miłości, potrafią ją docenić, potrafią zrobić z niej swój priorytet, potrafią być jej wierni? Czy musi być tak, że trzeba coś stracić, żeby to docenić? Czy musi być tak, że kiedy jakiś rodzaj dobrobytu mamy od urodzenia, to przestajemy to zauważać, być za to wdzięczni, doceniać to? Czy musi być tak, że „trudne czasy tworzą silnych ludzi, silni ludzie tworzą dobre czasy, dobre czasy tworzą słabych ludzi, a słabi ludzie tworzą trudne czasy”(G. M. Hopf)…?
