Serial nakręcony z ogromnym wyczuciem mechanizmów psychologicznych, powiedziałabym, że to taki psychologiczny dokument. Uprzedzam, że poniżej nieco spoileruję, więc kto chce oglądać bez uprzedzeń, niech dalej nie czyta 🙂
Jego naczelną wartością jest wygrana. Żeby nie przegrać, musiał nauczyć się dwóch rzeczy: manipulować prawdą i nie brać pod uwagę uczuć innych ludzi. Nawykowe przesuwanie granicy uczciwości pozwala mu zachować dobre mniemanie o sobie (coś jak „nikogo nie zabiłem, więc jestem dobrym człowiekiem” czy „nigdy nie ukradłem dużego banknotu, więc nie jestem złodziejem”), a satysfakcja z wygranej przysłania mu wszelkie koszty, jakie ponosi, a tym bardziej jakie ponoszą z tego tytułu inni (przecież zawsze można im tę krzywdę jakoś wynagrodzić, wykupić się). Jest w swojej filozofii tak szczery, że ona bierze to za autentyczność. Chce budować na zaufaniu i stworzyć wspaniały związek, więc ślepo mu wierzy, usprawiedliwia go przed sobą i innymi, odrzuca wątpliwości, nie chce widzieć nieścisłości, drobiazgów, które nie pasują do tej perfekcyjnej wizji. Aż w końcu musi dokonać wyboru, czemu pozostanie wierna – obrazkowi z pozorną wygraną czy swoim uczuciom, swoim wartościom. On szczerze nie rozumie dlaczego ich definicje prawdy się rozmijają i dlaczego tym razem nie może sobie wykupić rozgrzeszenia; ona wie, że jedyną szansą, żeby cokolwiek zrozumiał, jest poniesienie konsekwencji za swoje czyny.
