Jest to sześcioodcinkowy serial dokumentalny o Osho. Dokumentalny w pełnym tego słowa znaczeniu, ponieważ nie ma tam żadnego narratora, są tylko materiały archiwalne i aktualne wywiady z uczestnikami tamtych zdarzeń. Nie ukrywam, że ogląda się to trudno – jakość nagrań z lat osiemdziesiątych pozostawia wiele do życzenia, a sam temat sprawy nie ułatwia.
Dla kogoś, kto nie czytał książek Osho, to tylko opowieść o sekcie i jej guru. Dla tego, kto (jak ja) kilka przeczytał, to spore wyzwanie. Bo czytanie książek napisanych przez Osho jest jak podróż w kosmos, a oglądanie filmu o jego życiu i działalności jest jak wycieczka do slumsów. Aż chce się zapytać – jak to wszystko zmieściło się w jednym człowieku?!
Kiedy człowiek zna Prawdę, ale przyznaje, że nie potrafi jej wcielić w swoje życie, jest autentyczny. Nie stanowi przykładu, ale stanowi inspirację dla innych. Jak ktoś, kto wie, że można zdobyć niezwykły górski szczyt, ale sam nie potrafi i otwarcie się do tego przyznaje. Zaraża wtedy swoim marzeniem innych, staje się motywacją, wyzwaniem.
Kiedy człowiek zna Prawdę i ją stosuje w swoim życiu, staje się wzorem, ścieżką, przykładem, że coś jest możliwe. Jest jak przewodnik, który pokazuje, którędy można bezpiecznie i efektywnie wejść na szczyt. Pomaga innym.
Kiedy człowiek zna Prawdę, ale jej nie stosuje, jednocześnie twierdząc, że to robi, jest hipokrytą. Wprowadza innych w błąd, sprowadza ich na manowce. Twierdząc, że prowadzi ich na szczyt, prowadzi ich w przeciwnym kierunku. Tak właśnie funkcjonował Osho: głosił równość, a stosował hierarchię; głosił wolność, ale uzależniał ludzi od siebie; głosił pokój, ale stosował przemoc jako środek do celu. Głosił duchową niezależność każdej osoby, ale stworzył bezrefleksyjny tłum, którym kierował według własnej woli, nie tylko za pomocą słów, ale i substancji psychoaktywnych.
Osho znał Prawdę, która prowadzi do szczęścia. Ale przyjął ten duchowy dar tylko intelektualnie. Jego emocjonalność i fizyczność pozostały dla tego daru zablokowane. Dlatego jego książki sprzedają się nadal, ale on sam poważnie chorował i zmarł w wieku zaledwie 59 lat, a wszystkich, których dotknął, zaraził emocjonalną traumą, z której niektórzy wyzwalali się przez lata, inni trwają w niej nadal.
Jedni widzieli w nim tę część, która została dotknięta Oświeceniem i tak ich to oślepiło, że nie widzieli tej drugiej, stał się dla nich bezwzględnym autorytetem, guru. Inni zobaczyli tę drugą i już nie byli w stanie zobaczyć tej pierwszej – dla nich był zwyczajnym oszustem, niebezpiecznym, przemocowym liderem zahipnotyzowanego tłumu.
Tak naprawdę był jednym i drugim – człowiekiem, który rozumiał Prawdę, ale nie miał dość siły, żeby za nią podążyć; wybrał głos ego, który jak każdy pasożyt najpierw nakarmił siebie, a potem zabił swojego nosiciela.
