Niezależnie od starań rodziców każde małe dziecko przeżywa jakąś postać traumy z powodu utraty miłości. Czasem jest to jedno zdarzenie, czasem specyficzny sposób traktowania na co dzień. Czasem jest to rodzaj przemocy fizycznej lub emocjonalnej, czasem separacja lub izolacja, zawsze – jakaś forma odrzucenia lub porzucenia. Niekoniecznie w intencji rodziców, ale w odczuciu małego, zależnego, przerażonego i bezradnego dziecka.
Każde dziecko próbuje nauczyć się żyć z tą traumą: jego umysł szuka sposobu, żeby zapobiec jej powtórzeniu, szuka sposobu na kontrolowanie miłości. Czasem jest to podporządkowanie się, żeby na tę miłość zasłużyć, czasem jest to natarczywa dominacja, żeby nie zostać niezauważonym, pominiętym, zapomnianym. Jeśli sposób zadziała, zostaje jako broń i tarcza w relacjach z innymi ludźmi także w dorosłym życiu. Czasem skutkuje rozbawianie innych, czasem udawanie, żeby spełnić cudze oczekiwania, a czasem kupowanie zainteresowania i podziwu za pomocą prestiżu, statusu, kariery, sławy lub po prostu pieniędzy.
Postacie traumy powodującej lęk przed utratą miłości są różne i sposoby radzenia sobie z nią również przybierają wiele form. Ale wspólny mianownik jest jeden – dopóki w dziecięcy sposób szukamy miłości na zewnątrz siebie, udoskonalając swoje sposoby kontrolowania cudzej akceptacji, dopóty nie mamy szans tej miłości i akceptacji doświadczyć naprawdę. Bo miłości nie da się kontrolować. Nie można jej kupić ani zagwarantować sobie umową, nie można na nią zasłużyć ani jej wymusić.
Miłość jest bezwarunkowa – bezwarunkowo dostępna. Uzyskujemy na powrót ten dostęp do niej wtedy, kiedy życie zmusi nas do poddania swojej broni, swojego sposobu kontroli; kiedy wystarczajaco boleśnie doświadczymy, że to nie działa; kiedy zamiast uciekać od starych bolesnych wspomnień pozwolimy sobie przeżyć emocje dziecięcej traumy raz jeszcze, świadomie ją wyrażając i w ten sposób pozwalając jej wreszcie odejść. Kiedy pożegnamy dawny dziecięcy lęk przed odrzuceniem czy porzuceniem, przestajemy je tworzyć i wciąż na nowo doświadczać. Kiedy uwalniamy dziecięce emocje, odkrywamy, że dla nas, dorosłych, są nieaktualne – bo nie zależymy już od nikogo, możemy tworzyć swoje życie tak, jak chcemy, sięgać po to, czego potrzebujemy. Kiedy jako niezależni dorośli bez oceniającej i racjonalizującej logiki umysłu przeżyjemy w pełni na nowo bezradność przerażonego do szpiku kości dziecka, wierzącego, że straciło miłość, od której jest całkowicie zależne, możemy zresetować ten głęboko zapisany, już nieaktualny lęk, możemy niejako wrócić do punktu, od którego wszystko poszło źle.
Albo będziemy przed starą traumą uciekać całe życie, prowokując los (a może miłość?), aby uzmysłowił nam złudność naszej kontroli miłości coraz silniej, coraz boleśniej, żebyśmy w końcu dotarli do tego dziecięcego stanu – kompletnej bezradności, bezsilności. Do miejsca, w którym myślimy, że wszystko się kończy, a tak naprawdę wszystko dopiero się zaczyna.
