W sferze fizycznej i intelektualnej dość łatwo zauważyć, że ktoś ma „braki z dzieciństwa” – nie potrafi czegoś, co dla większości ludzi wokół niego jest standardem. W sferze emocjonalnej jest to znacznie trudniejsze do zauważenia z zewnątrz, bo wgląd w czyjąś sferę emocjonalną mamy ograniczony, utrudniony, pośredni. A właśnie w tej sferze ukrywają się pozostałości myślenia o sobie w kategoriach dziecka, które sabotują nam życie nie mniej – a nawet bardziej – niż brak fizycznych umiejętności czy wiedzy. Wszędzie tam, gdzie „z automatu”, nieświadomie przybieramy postawę dziecka (aktualną kiedyś, ale nie zaktualizowaną do tego, co jest teraz), tworzymy problem w swojej rzeczywistości – zgrzyt, niedopasowanie, nierównowagę.
Postawa dziecka opiera się na sposobie myślenia o sobie jak o osobie zależnej, pozbawionej możliwości wyrażania siebie i decydowania o sobie. Jest odbiciem postawy rodziców – tam, gdzie rodzice byli nadopiekuńczy, tworzy się przekonanie „potrzebuję stałego wsparcia”; tam, gdzie rodzice byli autorytarni – „nie dam rady, nie wygram”.
Przekonanie „potrzebuję stałego wsparcia” rodzi potrzebę bycia wśród ludzi i utrzymywania z nimi kontaktu/relacji za wszelką cenę oraz paniczny lęk przed byciem samemu. Takie przekonanie sprawia, że skupiamy się na innych ludziach jak na dostawach jedzenia gwarantujących przeżycie.
Przekonanie „nie dam rady, nie wygram” rodzi potrzebę unikania ludzi i relacji z nimi jako źródła potencjalnych konfliktów oraz tendencję do wybierania samotności jako mniejszego zła. To przekonanie sprawia, że izolujemy się od innych jak od problemów i nie wierzymy ani w szanse powodzenia swoich działań, ani tym bardziej w szanse od losu.
Oba przekonania powodują odczuwanie przymusu dostosowania się do innych, silną obawę przed krytyką oraz lęk przed zdefiniowaniem i wyrażaniem siebie, szczególnie w opozycji do innych. Takie przekonania sprawiają, że nie wykorzystujemy swojego potencjału i rezygnujemy ze swojego dobrego samopoczucia.
