Bliskość z drugą osobą wydaje się być naturalną i podstawową potrzebą człowieka. Szukamy jednak tej bliskości jak dzieci, które są zależne, niesamodzielne, które potrzebują stałych zapewnień i namacalnych dowodów na to, że są kochane. Szukamy fizycznego kontaktu, intelektualnego porozumienia, emocjonalnego wsparcia – czegokolwiek, jakiejś formy miłości, której moglibyśmy być pewni, którą moglibyśmy kontrolować. I nieważne, czy to dostajemy czy nie, bo i tak nie czujemy tej bliskości – czujemy zależność, przymus zapracowania na to, kupienia tego, wymuszenia albo po prostu wykradzenia; dostania z zewnątrz, od innych; lęk przed tym, że zabraknie tego dla nas. Ale tak jak dorastając uczymy się robić sobie sami jedzenie i kupować ubrania (nie oczekujemy, że inni nam to dadzą jak wtedy, kiedy byliśmy dziećmi), tak samo uczymy się przenosić źródło miłości z zewnątrz do wewnątrz.
Tym, co nas napędza do szukania miłości i bliskości jest wiara, że one istnieją. A wiara jest tym silniejsza, im mniej można ją wesprzeć dowodami, faktami, logicznym rozumowaniem, doświadczeniem – im bardziej jest poczuciem, nie dającą się udowodnić wewnętrzną pewnością. Dlatego paradoksalnie każdy z nas, żeby z duchowego dziecka stać się duchowym dorosłym, potrzebuje przejść przez brak miłości i bliskości z innymi w każdym z obszarów siebie – żeby przełamać dziecięcy lęk, że bez innych nie istniejemy, nie przeżyjemy; żeby aktywować miłość i zdolność do bliskości w sobie. Im bardziej jesteśmy uzależnieni od fizycznej obecności innych ludzi, tym bardziej potrzebujemy zostać pozbawieni ich kojącego dotyku. Im bardziej jesteśmy uzależnieni od bycia w kontakcie z innymi, tym bardziej potrzebujemy zostać pozbawieni możliwości porozumienia się z nimi. Im bardziej jesteśmy uzależnieni od wsparcia emocjonalnego, tym bardziej potrzebujemy zostać opuszczeni, zdradzeni.
Jeżeli potrafimy wierzyć w miłość po utracie wszystkich jej namiastek, a szczególnie tej wybranej formy, tej wyjątkowej tęsknoty pochodzącej z naszego indywidualnego doświadczenia, to znaczy, że głos naszej duszy jest silniejszy niż wszystkie głosy z zewnątrz. Dopiero kiedy wierzymy w miłość całkowicie wbrew swojemu doświadczeniu i logice, wierzymy naprawdę i jesteśmy gotowi na tworzenie autentycznej bliskości z drugim człowiekiem – jak niezależny, samodzielny dorosły, jak partner, nie jak zalęknione zależne dziecko.

Czyli co nie wierze w miłość…
PolubieniePolubienie
Tego nie wie nikt poza Tobą…:)
PolubieniePolubienie
No jak to?
PolubieniePolubienie
Nikt z zewnątrz nie może wiedzieć lepiej niż Ty sam co czujesz, co myślisz i w co wierzysz. Tylko z wiarą jest ten problem, że czasem wydaje nam się, że w coś wierzymy, albo że coś jest naszym priorytetem, a potem w sytuacji testowej odkrywamy, że tylko byliśmy o tym przekonani, ale de facto kierujemy się czymś innym, więc tak naprawdę wierzymy w coś innego czy mamy inne priorytety. To chciałam napisać w tym poście – „tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono”, jak to ujęła Wisława Szymborska
PolubieniePolubienie
👍
PolubieniePolubienie