Kiedy coś dostajemy, uzależniamy się od dostawcy, kiedy coś wytwarzamy, czujemy się wolni i usatysfakcjonowani. Zadaniem rodziców nie jest nie dawanie dzieciom wszystkiego, czego zapragną, bo świat im tego nie przyniesie na tacy, kiedy będą dorośli; zadaniem rodziców nie jest skupianie się na sobie i udowadnianie sobie, jak dobrym się jest rodzicem. Zadaniem rodziców jest danie dziecku tego, co sprawi, że będzie umiało żyć w zgodzie ze sobą i innymi, bo wtedy samo stworzy sobie to, co je uszczęśliwi, niezależnie od okoliczności.
Żeby odzyskać dostęp do całości swojego potencjału, trzeba odpuścić ograniczające nas przekonania o sobie. Chodzi nie tylko o te negatywne opinie o sobie, które przyjęliśmy za własne – że czegoś nie potrafimy, że w czymś jesteśmy nieudolni; chodzi również o te określenia, z których jesteśmy dumni – że posiadamy wyjątkowe cechy czy umiejętności, że ZAWSZE w czymś można na nas liczyć, że NIGDY nie zawiedziemy w jakimś obszarze. Oba rodzaje przekonań nas hamują – te negatywne wprost, bo nie dają nam prawa do zaistnienia; te pozytywne pośrednio, bo dają nam to prawo warunkowo, są warunkową akceptacją samego siebie na wzór otoczenia.
Warto dotrzeć do tego, na czym opieramy swoją samoakceptację, bo jest to bardzo kruchy fundament – jeśli zależymy od czegoś, to coś zyskuje nad nami władzę i kieruje nas czasami w zupełnie odwrotnym kierunku.
I może się okazać, że sprawność fizyczna, która miała nam dać frajdę i wolność spowoduje, że wyeksploatujemy organizm i będziemy musieli się pogodzić z ograniczonym trybem życia; że umiejętność organizacji czasu zamiast zaoszczędzać nam czas dołoży tylko wciąż nowych obowiązków; że bycie szczerym bez granic zamiast przyjaciół przysporzy nam wrogów; że umiejętność wygrywania w grze spowoduje przegranie życia.
