Jak anioły

Każdy z nas w procesie wychowania jest „spychany” w jedną stronę, w zależności od tego, co jest wartością dla jego rodziców. Jednym rodzicom zależy na tym, żeby ich dziecko było posłuszne, innym – żeby było odważne; żeby było mądre albo piękne; żeby dobrze się uczyło albo radziło sobie w życiu. W odpowiedzi na te wymagania rozwijamy tylko część siebie – tę, której od nas wymagają albo tę, która jest nam potrzebna, żeby te wymagania obejść. 

Dlatego w dorosłym życiu szukamy „drugiej połówki” – szukamy u kogoś innego tego, czego nam w sobie brakuje, chcemy, żeby ktoś inny nas skompletował, uzupełnił, dał to, czego nie mamy. Ale takie myślenie skazuje nas na bycie pół-człowiekiem, na zależność; na bycie takim aniołem z jednym skrzydłem, który jest ułomny, bo sam latać nie potrafi. Co gorsza, kiedy to jedyne skrzydło zostanie zranione, uszkodzone, partner – drugi ułomny anioł – najczęściej odchodzi, bo chce ratować siebie, odzyskać możliwość latania.

Prawda jest taka, że to, czego nie rozwinęliśmy na skutek działań opiekunów, musimy sami odkryć w sobie; musimy poznać tę drugą stronę, drugie ekstremum, które potencjalnie w nas jest, tyle, że uśpione; nie praktykowane, bo nie było potrzebne ani nagradzane.

Jeśli nam się uda, stajemy się całością, aniołem z dwoma skrzydłami. Znając oba krańce możemy zobaczyć środek, który pozwala żyć w równowadze i latać samemu. 

Wtedy też wspólne latanie z drugim aniołem z dwoma skrzydłami nie jest przymusem i zależnością, ale wolnym wyborem i radością. I dopiero wtedy zranienie jednego skrzydła nie skutkuje uziemieniem dla żadnego z aniołów.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s