Nie lubimy negatywnych emocji ani krytyki. Ani wysiłku. Nauczylibyśmy się wielu rzeczy, gdyby można było od razu stać się ekspertem – z pominięciem etapu, kiedy idzie nam niezdarnie, a inni się z nas śmieją. Stalibyśmy się fantastycznymi ludźmi, ale rodząc się nimi – nie zaczynając z tego miejsca, w którym jesteśmy. Osiągnęlibyśmy wiele w życiu, gdyby ktoś zaoferował nam coś na start… i tak dalej.
Jednym słowem wyleczylibyśmy niedomagającą część nas samych, gdyby ktoś najpierw sprawił, że będzie zdrowsza, lepsza, sprawniejsza To idealny sposób, żeby na zawsze zostać tam, gdzie się jest i tym, kim się jest.
Negatywne uczucia są jak objawy chorobowe – jeśli nie chcemy ich zauważyć, jeśli je lekceważymy albo ukrywamy, choroba się rozwija – aż do momentu, kiedy się ockniemy, że nie jesteśmy w stanie dalej tak funkcjonować. Pytanie – kiedy łatwiej wyleczyć chorobę: przy jej pierwszych objawach, czy w zaawansowanym stadium? Odpowiedź jest oczywista, i rodzi kolejne pytania – dlaczego więc tak bardzo boimy się postawienia diagnozy? Czy oszukiwanie siebie i innych może nas uszczęśliwić w jakimkolwiek stopniu?
Diagnoza ani nie jest wyrokiem, ani nas nie definiuje – wskazuje jedynie punkt startowy naszej podróży i pozwala nam się przygotować do niej jak najlepiej.
Pierwszym krokiem do zmiany jest świadomość jakiegoś braku, niedostatku, bólu – potrzeba tej zmiany. Im szybciej na nią reagujemy, tym mniej cierpimy.
Drugim krokiem jest diagnoza tego, co jest; bez niej nie wiemy skąd zacząć ani czego użyć dla osiągnięcia najlepszego efektu, dlatego im jest uczciwsza i precyzyjniejsza, tym lepsze rokowania co do rezultatów zmiany.
Trzecim krokiem jest podjęcie działania, które wymaga od nas zaprzeczenia swoim nawykom i schematom, które doprowadziły nas do miejsca, z którego chcemy się wydostać. Im to działanie jest konsekwentniejsze, tym szybciej znajdziemy się tam, gdzie chcemy być.
I rozwój, i leczenie są jak drabina – idąc szczebel po szczeblu od samego dołu jesteśmy bezpieczni i szybciej niż zakładaliśmy znajdziemy się na górze; ale zaprzeczając temu, że stoimy na ziemi, udając, że już jesteśmy na górze, pozbawiamy tę drabinę wszystkich szczebli poza ostatnim – co sprawia, że tak naprawdę na zawsze zostajemy na ziemi, a ostatni szczebel pozostaje tylko marzeniem.
