Autentyczność

Autentyczność – zgodność tego, co się myśli z tym, co się mówi czy robi, przeciwieństwo manipulacji; coś, czego boimy się jak diabeł święconej wody, bo w procesie wychowania nabraliśmy przekonania, że posiadamy cechy nieakceptowalne, które sprawią, że inni nas odrzucą, jak tylko się o nich dowiedzą. 
To jest nasza subiektywna prawda, w którą głęboko wierzymy, bo wynika z naszego doświadczenia. Jest samospełniającą się przepowiednią, ale to nie znaczy, że jest prawdą obiektywną. 

Wszyscy jako dzieci próbujemy różnych zachowań i na podstawie reakcji innych uczymy się, które z nich są akceptowalne, a które nie. 

Pierwszy problem polega na tym, że różni ludzie reagują różnie na to samo, więc nasze informacje siłą rzeczy nie są spójne. Nikt z nas nie próbuje w nieskończoność czy wrzątek parzy z jednej prostej przyczyny – każdy wrzątek zawsze parzy i szybko przyjmujemy to do wiadomości, żeby ustrzec się przed krzywdą. Z ludźmi to nie działa – nawet ci sami czasem reagują, czasem nie, czasem gwałtownie, czasem cierpliwie; a każdy inny człowiek to kolejna nieskończona liczba możliwości… To sprawia, że nic nie jest tak naprawdę pewne i chociaż niektóre nasze zachowania stale przynoszą nam problemy, wciąż je powtarzamy – bo skoro raz gdzieś zadziałało na naszą korzyść, to a nuż uda się znowu…?

Drugi problem polega na tym, że utożsamiamy się ze swoim zachowaniem, jakby było naszą wrodzoną i nieodwracalną cechą. A przecież nie jest – jest nawykiem wynikającym z naszej interpretacji naszego wybiórczego doświadczenia, niczym więcej. Tak naprawdę nic, co zrobiliśmy, nas nie definiuje, bo w każdym momencie możemy się zmienić o 180 stopni. Nie jest to łatwe, bo nasze zachowanie trwale zmienia się tylko jeśli zmienią się założenia naszego myślenia, a do tego potrzeba odmiennego doświadczenia od tego, które posiadamy – ale jest to całkowicie możliwe.

Trzeci problem polega na tym, że żeby być tym, kim chcemy być, za kim gdzieś w środku tęsknimy, musimy najpierw zobaczyć, kim jesteśmy. Żeby ruszyć w drogę, musimy określić swoje położenie i wyznaczyć cel – musimy wiedzieć, kim nieświadomie się staliśmy i kim świadomie chcemy być.

I tutaj właśnie jest pies pogrzebany. Potrzebujemy samoświadomości, żeby siebie zrozumieć i nie utożsamiać się z tym, czym nie jesteśmy – ale to wciąż za mało, żeby ruszyć z miejsca, gdzie tkwimy więzieni przez swój wizerunek, przez udawanie, że mamy to, w co nie wierzymy. Bez autentyczności, bez ekspresji siebie, bez zaryzykowania pokazania się bez wizerunku zostajemy uwięzieni tam, gdzie jesteśmy, bez możliwości zmiany, w błędnym kole samospełniającej się przepowiedni. 
Bo autentyczność to oznaka zaakceptowania siebie razem z tym, czego polubić nie potrafimy. To odwaga pokazania tego, co chcielibyśmy ukryć. To zaryzykowanie, że stracimy akceptację innych ludzi – w imię lojalności w stosunku do siebie. To znak, że naturalna miłość w nas jest silniejsza niż wyuczony strach. To warunek sine qua non do działania samoświadomości i empatii, które wspólnie sprawiają cuda – powołują do życia to, w co nasz umysł nie nauczył się wierzyć.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s