To, czy potrafimy cieszyć się życiem i widzieć piękno świata zależy od tego, na ile czujemy się jego częścią. To, czy czujemy się zjednoczeni ze światem, czy odseparowani od niego, zależy od tego, czy czujemy bliskość z innymi ludźmi. To, na ile tworzymy bliskość z drugim człowiekiem, zależy od tego, na ile jesteśmy w kontakcie ze swoimi prawdziwymi uczuciami, kryjącymi się pod rodzinnym i kulturowym zaprogramowaniem.
Dla zdrowego funkcjonowania tak jak do jazdy na rowerze potrzebna jest równowaga, np. pomiędzy aktywnością a snem, pomiędzy odżywianiem a oczyszczaniem organizmu, pomiędzy wysiłkiem i odpoczynkiem, byciem samemu i byciem z innymi itp.
Tak samo w sferze emocjonalnej optymalne samopoczucie przynosi nam równowaga między umiejętnością dawania i przyjmowania – między przyjemnością otrzymywania uwagi czy wsparcia od innych i satysfakcją z bycia źródłem pozytywnej energii dla kogoś. Żeby zaistniała taka równowaga, potrzebne jest przekonanie o równej ważności własnych i cudzych uczuć czy potrzeb.
W praktyce sposób wychowania w rodzinie i społeczeństwie powoduje, że nasz umysł tworzy jedno z dwóch założeń: albo że nasze uczucia i potrzeby są ważniejsze od cudzych, albo że cudze uczucia i potrzeby są ważniejsze od naszych.
W pierwszym przypadku jesteśmy trenowani w docenianiu przyjemności z dostawania uwagi, ale nikt nie uczy nas jak być wsparciem dla innych. To tak, jakby nauczyć kogoś ładowania swojej energii z zewnętrznego źródła, którego nie możemy kontrolować – jedynym efektem jest lęk, niepewność, bezsilność.
W drugim przypadku osiągamy satysfakcję z dawania komuś wsparcia, ale nie umiemy zadbać o to, żeby cokolwiek zapewnić sobie. To tak, jakby mieć własne zasilanie, z którego nie możemy korzystać – jedynym efektem jest wyczerpanie, bezradność, osamotnienie.
W obu przypadkach trenujemy tylko połowę swojego potencjału – tak jak nas nauczono. To trochę tak, jakbyśmy zdecydowali, że będziemy albo jeść, albo pić… Nie da się zastąpić jednego większą ilością drugiego.
Na ile zapominamy o cudzych lub własnych uczuciach i potrzebach, na tyle niekompletną, niekompatybilną bliskość tworzymy z innymi ludźmi. To poczucie bliskości z kolei bezpośrednio wpływa na to, czy czujemy się gospodarzem w swoim świecie, czy gościem z innej planety walczącym o przetrwanie.
To, co jest na zewnątrz, jest tylko odbiciem tego, co jest wewnątrz – równowagi tworzącej „my” albo jej braku, tworzącego „ja i oni”.
